sobota, 31 maja 2014

The One With Marley.

18 Styczeń 2014
Gwendolyn
 Sobota Gwendolyn nie mogła się rozpocząć bez długiego porannego spaceru, w czasie gdy jej przyjaciele odsypiali piątkowe imprezy ona wstawała o piątej rano i ruszała na miasto. Czasami gdy była zbyt zmęczona to zaraz po powrocie do domu kładła się znowu do łóżka i spała dalej ale zazwyczaj była już tak rozbudzona porannym chłodem że nie mogła już usnąć. Codzienność Gwen wypełniało pełno takich mini rytuałów które robiła regularnie na przykład ten spacer lub co miesięczne kadzenie mieszkania. Współlokatorki śmiały się z niej że wypędza złe duchy ale tego że pan Higgins nie nawiedza już ich mieszkania nie zauważyły.
 Tego poranka bardzo trudno było jej wstać, wczorajszego wieczoru po wyjściu z Zielonego Patryka Zayn i Mia wyciągnęli ich na imprezę która trwała do czwartej w nocy. Po godzinie snu Gwendolyn wyglądała jak zombie ale nie mogła z tego powodu odpuścić sobie spaceru albo odłożyć go na później. Londyn najpiękniejszy był późną nocą lub wczesnym porankiem, gdy ludzie jeszcze spali, był wtedy taki cichy i spokojny bez zgiełku samochodów i non stop spieszących się ludzi.
 Na klatce schodowej spotkała Harry'ego, chłopak wyglądał na zmęczonego ale pomimo to jego oczy były roześmiane, włosy rozczochrane a przekręcając zamek w drzwiach chłopak wzdychał cicho powstrzymując śmiech tak jakby właśnie przypomniał sobie coś zabawnego lub miłego.
 - Uprawiałeś seks. - Powiedziała Szkotka zamiast cześć lub dzień dobry.
 - Skąd wiesz? Znaczy się, co? Nie no co ty. - Zaprzeczył chłopak rumieniąc się.
 - Daj spokój mnie nie oszukasz, jestem medium. - Przewiązała długi szal dwa razy wokół szyi i ruszyła za Harrym w dół schodami.
 - Idziesz do pracy? - Zapytał loczek zmieniając temat.
 - Nie, na spacer a ty do piekarni? - Chłopak pokiwał głową potwierdzająco. - Ale wracając do rzeczy. Opowiadaj z kim, ile razy, w jakiej pozycji, czy to ten blondyn który do ciebie uderzał? - Wyszli na zewnątrz, na dworze panował mróz a chodnik był tak śliski że musiała złapać się Harry'ego żeby się nie przewrócić.
 - Już mówiłem że nie uprawiałem seksu i na pewno nie z tym brzydkim blondynem.
 - No to z kim? - Gwen nie dawała za wygraną.
 - Z nikim! - Jęknął Harry ale wyraz jego twarzy zdradzał że kłamie.
 - No to jesteś pierwszym człowiek jakiego znam któremu masturbacja daje tak dużo satysfakcji. - Doszli do pasów na których świeciło się czerwone światło i choć na ulicy nie było ani jednego samochodu Gwen zatrzymała się na chodniku.
 - No przecież nic nie jedzie.
 - Ale pali się czerwone a zasady to zasady. - Stali jeszcze przez chwile aż w końcu zapaliło się zielone i mogli ruszyć dalej.
 - A ty idziesz gdzieś w określonym celu czy będziesz męczyć przypadkowych i niewyspanych ludzi dziwnymi pytaniami o ich życiu seksualnym?
 - Idę na spacer, co sobotę to robię.
 - O nie wiedziałem, długo już tak chodzisz?
 - Nie pamiętam już nawet, chyba zaczęłam już jak mieszkałam w Pradze. - Odpowiedziała zamyślona próbując przypomnieć sobie kiedy to się zaczęło.
 - Nie wiedziałem że mieszkałaś w Czechach.
 - Prze pół roku po tym jak uciekłam z domu. - Wzruszyła ramionami jakby to była informacja typu nie zdania czwartej klasy.
 - Uciekłaś z domu? Kiedy? - Harry był naprawdę zdziwiony, to dziwne że jeszcze o tym nie wiedział, przecież chyba wszyscy z jej znajomych to wiedzieli.
 - Jak miałam szesnaście lat, długa historia. - Zbyła go machnięciem ręki. - Ale wróćmy do twojego seksu.
 - Dobra, trzy razy w tym raz pod prysznicem, plus seks oralny, z seksownym niebieskooki szatyn  po dwudziestce, ale nic więcej już ci nie powiem. - Doszli już do piekarni w której pracuje Harry, Gwen była rozbawiona jego nagłym wybuchem i tym jak zagryzał wargi żeby udawać stanowczego.
 - Dobry był? - Zapytała nie mogąc powstrzymać ekscytacji, uwielbiała takie ploteczki a życie seksualne chłopaków zawsze było ciekawym tematem podczas rozmów przy kawie z dziewczynami.
 - Zajebisty. - Chłopak nie mógł się już powstrzymać i uśmiechnął się do niej szeroko. - Dobra muszę już iść bo zaraz się spóźnię, pa. - Pocałował ją w policzek i wszedł do piekarni.
 - Hmm seksowny niebieskooki szatyn. - Powtórzyła Gwendolyn z rozbawieniem i nagle coś zrozumiała. - O mój Boże to Louis!
 Spojrzała w stronę szklanych drzwi przez które przed chwilą do środka wszedł Harry ale już go tam nie zobaczyła. Z wyrazem szoku na twarzy nawróciła się i ruszyła w stronę domu, jak mogła tego od razu nie zauważyć. Harry i Louis od kilku dni zachowywali się dziwnie, to znaczy tak samo jak przedtem ale jednak zupełnie inaczej. Już wcześniej chłopcy niemal non stop się przytulali, dotykali i patrzyli na siebie maślanymi oczkami no i każdy wiedział że się sobie podobają ale nie byli razem, czy teraz są?
 Idąc tak i rozmyślając jak to by było fajnie gdyby ta dwójka była razem, Gwen usłyszała skomlenie w bocznej uliczce, zaniepokojona tym dźwiękiem podążyła za nim gdy nagle zobaczyła skulonego pod śmietnikiem psa.
 - Co tu robisz malutki. - Powiedział z troską w głosie do dużego czarnego psa, zwierze podniosło głowę i ze strachem w oczach spojrzało na nią. - Zgubiłeś się? - Zapytała głaszcząc go za uchem, pies miał na szyi obrożę więc nie mógł być bezdomny ale wyglądał jakby spędził na ulicy już kilka dni, był zmarznięty, odwodniony i za pewne też głodny. - Nie bój się, zabiorę cię do domu chodź. - Podniosła się do góry i klaskaniem w udo przywołała go do siebie, pies wstał i na słabych łapach podszedł do niej obwąchując ją z niepewnością. - Chodź. - Ruszyła w stronę domu a pies chodź nieufnie podążył za nią.
 Przez całą drogę mówiła do niego spokojnie a zwierze z kolejnym krokiem coraz bardziej jej ufało. Gdy weszła do mieszkania dziewczyny jeszcze spały, Gwen wyciągnęła z lodówki resztki wczorajszego obiadu, wrzuciła psu do miski dwa klopsy i kilka ziemniaków chodź nie była pewne czy je zje, do drugiem miski nalała wody i postawiła je na ziemię. Pies przez parę sekund patrzył na nią to na miski po czym podbiegł do misek i zaczął jeść. W kilka sekund opróżnił obydwie miski więc Gwen znowu je napełniła tym razem skrzydełkami które zawsze były w lodówce specjalnie dla Nialla. Gdy pies się najadł podszedł do niej i zaczął lizać ją po ręce ze wzrokiem mówiącym ''dziękuje''.
 - Co to jest? - Usłyszała nagle głos Loli, dziewczyna stała w drzwiach swojego pokoju z zaskoczoną miną.
 - Mój nowy przyjaciel... Marley.

19 Styczeń
Harry
 W niedzielnych porankach Harry najbardziej lubił to że Nialla nie było w domu, od dziewiętnastu dni uwielbiał każdą chwilę gdy w pobliżu nie było żadnego z jego przyjaciół oprócz Louisa. Chłopcy byli parą już od sylwestra a jeszcze nie zdecydowali się na to żeby powiedzieć o tym reszcie przyjaciół, oficjalną wersją było to że chcą najpierw nacieszyć się sobą nim będą musieli podzielić się tym z resztą lecz Harry czasami myślał że Louis nie chce żeby inni wiedzieli że są razem lub nie chce od razu o tym mówić bo gdyby im nie wyszło to znowu trzeba by było wszystko odkręcać, jednak zawsze gdy napadały go te głupie myśli Louis przytulał się do niego i szepcząc mu do ucha wymieniał wszystko co w nim uwielbia. 
 Tego ranka gdy Harry zmywał naczynia po ich wspólnym śniadaniu, Louis przytulił się do niego od tyłu i po złożeniu pocałunku pomiędzy łopatkami Harry'ego głośno westchnął.
 - Wiesz czego w tobie nie lubię? - Zapytał się Louis będąc nadal przytulony do pleców loczka.
 - Czego?
 - To że jesteś takim wielkoludem i nie mogę cię całować w czoło kiedy tylko chcę, ani czochrać po włosach a podniesienie cię też nie należy do najłatwiejszych czynności. - Jęknął poirytowany.
 - Za to ja mogę robić to z łatwością. - Harry obrócił się przodem do swojego chłopaka i po pocałowaniu go w czoło podniósł go do góry i posadził na blat kuchenny. - Teraz jesteś ode mnie prawie wyższy. 
 - Jest jeszcze jedna rzecz której w tobie nie lubię. - Powiedział Louis z poważną miną.
 - Jaka? - Zapytał zaniepokojony bo tym razem już nie wiedział o co może chodzić i bał się że robi coś źle.
 - Jesteś za bardzo ubrany. - Wymruczał seksownym głosem i gdy Harry zrozumiał to na jego twarzy pojawił się z powrotem uśmiech. 
 - To się zaraz zmieni. 
 Jednym płynnym ruchem zdjął swoją koszulką po czym przywarł do Louisa i zaczął go całować, jedną rękę położył na gołym udzie Louisa a drugą oparł się o szafkę. Harry już dawno miał za sobą ten wiek gdy niektóre jego części twardniały w najmniej spodziewanym momencie i przez najdelikatniejszy dotyk kogokolwiek lecz przy Louisie znowu czuł się jak szesnastolatek i czasami wystarczyło tylko muśnięcie jego palców by Styles znowu był gotowy do działania. 
 - Harry w każdym momencie ktoś może wejść. - Powiedział starszy chłopak odrywając się od ust Harry'ego z głośnym mlaśnięciem.
 - Nie dbam o to. - Wysapał dwudziesto dwu latek, był zbyt napalony żeby to przerwać a po za tym kto miałby wejść. Wszyscy zazwyczaj przychodzili do mieszkania dziewczyn a Niall zapewne to samo robił teraz ze swoją dziewczyną.
 Wrócili do całowania, Harry jest tym typem człowieka który nie zamyka oczu podczas całowania i chodź oglądanie drugiej osoby z tak bliska nie jest zbyt ciekawe to loczek uwielbia oglądać jak powieki Louisa zaciskają się gdy ten przygryza jego wargę. Harry tak jak Louis miał na sobie tylko bokserki i gdy Styles poczuł jak Louis ciągnie za jego nogawkę żeby je zdjąć, nagle usłyszeli dźwięk otwierających się drzwi.
 - Wpadłem tylko po gumk... o kurwa! - Chłopcy odskoczyli od siebie jak poparzeni ale było już za późno, Niall ich zobaczył i teraz stał w drzwiach z szeroko otwartą buzią. 
 - Niall? - Irlandczyk przez kolejne parę sekund stał w ogromnym szoku aż w końcu Louis potrząsnął nim i chłopak się otrząsnął.
 - Idź po kondomy mówiła, będzie fajnie mówiła. Eww po nocach będzie mi się to śniło. - Zajęczał chłopak już coraz bardziej żartującym niż zaszokowanym tonem. - Kurwa ale dlaczego tu w kuchni, ja tu jem!
 - No bo ten.. no. - Harry próbował się tłumaczyć ale żadne sensowne zdanie nie przychodziło mu do głowy.
 - Także tego. - Dodał Louis tak samo speszony jak jego chłopak.
 - To znaczy że jesteście razem, tak? - Chłopcy pokiwali głowami. - Dziewczyny padną gdy się dowiedzą. - Powiedział z podekscytowaniem blondyn obracając się na pięcie gdy Louis chwycił go za ramie i wciągnął z powrotem do mieszkania.
 - Nie! Nie możesz nikomu powiedzieć!
 - Ale dlaczego? To super że jesteście razem, wszyscy tego chcą. Od miesiąca jesteście głównym tematem naszych rozmów. - Cały szok zniknął z jego twarzy i na jego miejsce wstąpił szeroki uśmiech. - To znaczy nie chcę was już więcej oglądać w takich sytuacjach i chyba będę miał traumę do końca życia, kurwa mózg mi się spalił, ale to fajnie że jesteście razem. Mósicie wszystkim powiedzieć!
 - Powiemy, okay, powiemy ale jeszcze nie teraz i Niall obiecaj że ty też nikomu nie powiesz.
 - Nie, no weźcie oni muszą się dowiedzieć.
 - Obiecaj, Niall obiecaj na jedzenie że nikomu nie powiesz.
 - Okay.

20 Styczeń
Lola
 Lola nie miała nic na przeciwko psu którego Gwen przyprowadziła w sobotę, lubiła zwierzęta a w szczególności psy, jednak Mia już nie była aż tak pozytywnie nastawiona. Na początku Amerykanka w ogóle nie chciała się zgodzić na to żeby Marley został w ich mieszkaniu, w końcu jednak po wielu godzinach proszenia i po tysiącu przyrzeczeń że pies będzie codziennie wyprowadzany na spacer i nigdy nic nie zniszczy, Mia zgodziła się w końcu na jego zostanie ale pod jednym warunkiem, Gwen musiała chociaż spróbować znaleźć jego właścicieli. 
 Duży czarny pies rasy labrador zdobył serca całej ich ósemki, nawet Mia która nadal była zdania że ich mieszkanie to nie miejsce dla psa, nie dała się oprzeć jego urokowi. Marley był naprawdę mądrym psem, umiał mnóstwo sztuczek, był zabawny, kochany i uroczy i przez to trudniej było wziąć się za szukanie jego prawdziwych właścicieli. Gdy dziewczyny skończyły robić ogłoszenia, wszystkie drukarnie w okolicy były już zamknięte, przez całą niedzielę też niewiele mogły zrobić więc musiały czekać do poniedziałku.
 W poniedziałek na rano Lola wysłała Nialla do najbliższej drukarni i gdy chłopak wrócił z plecakiem pełnym ulotek, ruszyli na miasto razem z Gwen i Marleyem żeby je rozwiesić. Wieszali je wszędzie, na drzewach, na murach, na latarniach. Niall wtykał je nawet ludziom za wycieraczki samochodowe, przestał gdy jeden facet o mało nie rzucił się na niego gdy przyklejał mu ulotkę do przedniej szyby gdy ten stał na światłach. Po godzinie rozwieszania byli już tak zmarznięci że postanowili wejść do Camden Lol na gorącą herbatę a potem rozwiesić resztę ogłoszeń. Kawiarnia o tej godzinie była jeszcze zamknięta ale przecież to Lola była jej właścicielką więc mogła tam chodzić kiedy tylko chciała. Gdy herbata była już gotowa usiedli na kanapie pośrodku lokalu a Marley położył się grzecznie pod nogami Gwendolyn, był nauczony nie wchodzić na meble.
 - I jak ja mam go komuś oddać - zaczęła Szkotka biorąc łyk zielonej herbaty - on jest jak idealny facet, wysłucha, rozbawi, w nocy ogrzeje. - Zamilkła biorąc kolejny łyk gorącego napoju. - Kurwa on jest lepszy niż wszyscy faceci z którymi byłam.
 - Ale musisz przyznać że Brad był do niego podobny, nawet ślinił się tak samo. - Zażartowała blondynka wspominając byłego przyjaciółki który tak bezczelnie potrafił patrzeć się dziewczynie na biust że było to aż nieprzyjemne. 
 - Nawet włosy na plecach by się zgadzały.
 - Fuj! - Jęknęli Lola i Niall razem.
 - Może i fuj ale przynajmniej nie byłam sama, wszyscy mają tą swoją drugą połówkę, wy, Liam i Hannh.
 - Nie wszyscy, jest jeszcze Mia, Zayn, Louis i Harry. - Tych ostatnich Lola nie była taka pewna.
 - Mia i Zayn to podludzie, robią to jak zwierzęta tylko że zwierzętom chodzi o rozmnażanie się a dla nich to byłaby katastrofa, a Louis i Harry praktycznie są już razem. 
 - Skąd to wiesz? - Wycharczał Niall dławiąc się swoją herbatą.
 - Idzie się domyślić, oni są tacy przewidywalni. - Gwen zbyła go machnięciem ręki.
 - Zaraz czekaj, Niall ty coś wiesz. - Stwierdziła Lola z podekscytowaniem w głosie.
 - Ja? Ja nic nie wiem, nic nie widziałem, żadnych seksów na stole.
 - O mój boże oni są razem! - Dziewczyny zapiszczały tak głośno że aż Marley zerwał się z miejsca nie wiedząc co się dzieje.
 - Ale dlaczego ty mi nic nie powiedziałeś, Niall jesteśmy razem powinniśmy mówić sobie wszystko. - Jęknęła Lola z wyrzutem.
 - Obiecałem im że nikomu nie powiem i w też nikomu nie mówcie, dobrze? - Zapytał z przejętą miną, Niall był typem człowieka który nie zdradza czyiś sekretów.
 - Dobrze. - Obiecały dziewczyny wracając do picia herbaty. 
 - Ktoś do mnie dzwoni. - Powiedziała Gwendolyn wyciągając z kieszeni telefon. - Zaczekajcie chwilę... Halo. - Dziewczyna wyszła do kuchni.
 - A więc seksy na stole mówisz. - Lola odstawiła swój kubek na ławę i wtuliła się w bok swojego chłopaka.
 - Nigdy nie widziałem straszniejszej rzeczy, ja po prostu tam wszedłem a on byli bez koszulek. - Załkał Niall.
 - Oj moje biedactwo. - Pocałowała go najpierw w jedno oko, potem w drugie, później w nos, jeden policzek, w drugi policzek aż dotarła do ust. - Teraz będziemy tak długo seksić się u ciebie na stole aż to oni nas przyłapią. - Korzystając z tego że byli tutaj sami, usiadła chłopakowi na kolana.
 - Albo możemy też udać się teraz do toalety i sprawdzić czy zmieścimy się razem w jednej kabinie. - Pocałował ją a palcami zaczął rozpinać guziczki jej koszuli która zapięta pod samą szyję.
 - No nie wiem, zaraz będzie trzeba otworzyć kawiarnię. - Niall zjechał swoimi pocałunkami na szyję i cały czas kierował się w dół, gdy nagle usłyszeli za plecami chrząknięcie.
 - No proszę szefowa już w pracy, tak wcześnie. - Zayn stał nad nimi z rozbawioną miną i rękoma skrzyżowanymi na piersi.
 - A ty jak zawsze punktualny, brawo zostaniesz pracownikiem miesiąca. - Lola zsunęła się z kolan Nialla, próbując jak najszybciej zapiąć koszulę. - Długo będziesz tutaj tak stał?! 
 - Już idę, się szefowa tak nie denerwuje. - Malik pochylił się nad Niallem i po wyszeptaniu mu do ucha prawdopodobnie jakiegoś głupiego żartu, udał się do kuchni. 
 - Co on ci powiedział? - Zapytała Lola gdy znowu zostali sami.
 - Nic, nic. - Irlandczyk próbował powstrzymać uśmiech ale za bardzo mu to nie wyszło.
 - No powiedz!
 - Och no przeprosił mnie że nam przerwał. - Przyciągnął ją z powrotem do siebie. - I powiedział żebym zabrał cię jeszcze na chwilę do mieszkania a on sobie poradzi z otwarciem.
 - No proszę to już do tego doszło że pracownicy dają mi wolne. - Zaśmiała się pod nosem. - A więc chodźmy. - Wstała i pociągnęła chłopaka za sobą lecz nim zdążyli zrobić choćby jeden krok, przez drzwi od kuchni weszła roztrzęsiona Gwendolyn.
 - Znaleźli się, właściciele Marleya, znaleźli się.

Louis
Po pracy Louis miał ochotę porwać Harry'ego do swojej sypialni i nie wypuszczać go stamtąd do końca dnia lecz niestety to nie było możliwe. Gwen umówiła się z właścicielami Marleya że odda go im wieczorem więc przedtem postanowiła zrobić mu przyjęcie pożegnalne w swoim mieszkaniu, choć z przyjęciem miało to mało wspólnego. Louis czuł się jak na stypie tylko że ludzie nie byli poubierani na czarno i wszyscy żyli. 
 Louis przybył tutaj prosto z banku i nie miał nawet okazji żeby porządnie przywitać się z Harrym, dwuminutowy pocałunek którym zazwyczaj się witali został zastąpiony zwykłym ''cześć'' i Louis czuł przez to jakby usychał od środka. To całe udawanie nie pary od początku mu się nie podobało, ale zaproponował to bo myślał że Harry'emu będzie dzięki temu łatwiej a że chłopak się zgodził to tak już zostało i Louis nie wiedział kiedy będzie odpowiednia pora żeby zaproponować ujawnienie się. 
 - Pragnę cię. - Usłyszał szept Harry'ego gdy ten koło niego przeszedł. 
 - O co tyle krzyku przecież mieszkał z nią zaledwie dwa dni. - Powiedział Zayn wyrywając tym Louisa z jego zamyślenia nad tym jaki Harry jest cudowny.
 - Ona się bardzo szybko przywiązuje, od początku mówiłam że to zły pomysł. - Warknęła Mia półszeptem, ona Zayn i Louis stali przy stole w kuchni i popijając wino patrzyli w stronę kanapy gdzie Gwen ze łzami w oczach żegnała się z Marleyem.
 - Skąd mogliśmy wiedzieć. - Rzekł Louis, on też był jednym z tych którzy namawiali Mię na zgodę na zostanie Marleya.
 - Stąd może że rasowe psy nie biegają po ulicach krzycząc ''Weź mnie, weź mnie, jestem bezdomny''!
 - Co teraz będzie? - Zapytał Louis biorąc z miski garść orzeszków.
 - Płacz, lament, tygodnie depresji i możliwy powrót do Owena. - Wymieniła Mia.
 - Och nie cierpię tego gościa. - Westchnął Louis na wspomnienie byłego chłopaka Gwendolyn, był chyba najnudniejszym i najbardziej irytującym facetem na ziemi a mimo to Szkotka wracała do niego za każdym razem gdy wątpiła że zasługuje na kogoś lepszego.
 - Jezu on był beznadziejny, gorszy od niego był chyba tylko ten jego brytyjski akcent.
 - Ej my mówimy z brytyjskim akcentem! - Oburzyli się chłopcy.
 - Oj wy to co innego, wy mówicie normalnie. - Machnęła ręką i udała się na kanapę a chłopcy podążyli za nią.
 - A może po prostu im go nie oddam co, w końcu mieli go przez parę lat czas żeby mieli nowego psa. - Załkała Gwen, siedziała przytulona do Marleya który po raz pierwszy mógł usiąść na kanapie.
 - Kochanie oni chcą tego psa. - Lola pogładziła ją po kolanie. - Oni go kochają.
 - Gdyby go kochali to nie pozwolili by mu uciec.
 - Ale to był przypadek, on też ich kocha i też za nimi tęskni. - Lola mówiła do niej cicho i spokojnie nie przestając głaskać jej po kolanie w czasie gdy Mia siedziała na fotelu i kręcąc głową patrzyła na to wszystko z taką dziwną złością na twarzy.
 - Marley kochasz ich? - Zapytała się czworonoga który podniósł łeb do góry i szczeknął wesoło. - A więc ja nie mogę cię zatrzymać.
 - Dobra dziewczynka. - Lola przytuliła ją do siebie i pocałowała w czoło.
 - Okay, chciałabym coś powiedzieć. - Gwendolyn wstała z miejsca i weszła na ławę z kieliszkiem wina w dłoni. - Niall, Liam chodźcie do nas. - Przywołała chłopaków którzy rozmawiali o czymś przy wyjściu na taras. - Chciałabym wznieść toast na cześć Marleya, psa który sprawił że przez parę dni nie czułam się sama...
 - Nie jesteś sama. - Powiedzieli wszyscy chórem.
 - Czekajcie nie daliście mi dokończyć, wiem że nie jestem sama mam was, kocham was jesteście dla mnie czymś więcej niż rodziną ale czasami czuję się sama no bo ty Liam masz Hannę, ty Lola jesteś z Niallem, w też jesteście razem - powiedziała wskazując na Louisa i Harry'ego - a wy nie macie uczuć - powiedziała do Mii i Zayna którzy tylko wzruszyli ramionami bo w sumie to racja -  a ja...
 - Zaraz co? - Wyrwało się Louisowi po tym jak zrozumiał co dziewczyna przed chwilą powiedziała.
 - Oj nie udawaj zaskoczonego wszyscy już wiedzą. - Gwen machnęła lekceważąco ręką będąc zirytowana że Louis przerwał jej przemówienie. - Chciałam powiedzieć że...
 - Ale że skąd?
 - Jesteście bardziej przewidywalni niż deszcz w Londynie i każdy już wie że jesteście razem więc nie musicie siadać już sto metrów od siebie a teraz pozwól że dokończę, chciałabym...
 - Ale jak długo?
 - Od dzisiaj, kurwa Louis od dzisiaj wiemy że kochasz się z Harrym więc proszę cię usiądź grzecznie obok swojego chłopaka i nie przerywaj mi! - Gwendolyn była już ostro wkurzona ale było to bardziej zabawne niż groźne.
 - Ale... - Gwen spojrzała na niego najgroźniejszą miną jaką kiedykolwiek zrobiła. - Dobra mów dalej.
 - A więc... no i kurde zapomniałam, dobra powiem tylko że was kocham okay, kocham was takimi jakimi jesteście i za to że pozwalacie mi być taką jaką jestem, chodźcie tutaj. - Zeskoczyła ze stołu i zagarnęła wszystkich do grupowego uścisku. Stali tak przez kilkanaście sekund, osiem osób spleceni w mocnym uścisku. - Dobra a teraz możemy zacząć się jarać tym że Louis i Harry są razem. 
 Przez następną godzinę dziewczyny męczyły ich pytaniami o każdy najmniejszy szczegół, Louis wymiękł przy pytaniu co miał na sobie i co robił gdy po raz pierwszy pomyślał że kocha Harry'ego więc udał się na balkon gdzie reszta chłopaków piła piwo i paliła papierosy, po męsku.
 - Co nie dałeś już rady? - Zapytał Zayn częstując go papierosem, Louis nie palił ale po takiej dawce najdziwniejszych pytań świata papieros był dobrym wyjściem.
 - To nie na moją głowę, jestem gejem nie babą. - Odpalił papierosa po czym wyciągnął piwo ze skrzynki.
 - Ja kiedyś podsłuchałem ich rozmowę i gdy usłyszałem pytanie jaki smak błyszczyka miałaś podczas pierwszego pocałunku to myślałem że mózg mi się wyłączył i włączył. - Powiedział Niall przełykając łyk piwa.
 - Kobiety, ale Harry też najwidoczniej lubi takie szczegóły. - Stwierdził Liam patrząc przez okno na zafascynowanego loczka który z wypiekami na twarzy opowiadał coś dziewczyną.
 - No lubi, ale ja też go lubię. - Powiedział Louis z delikatnym uśmiechem na twarzy.
 - Dobrze razem wyglądacie, fajnie że w końcu jesteście razem. - Zayn poklepał Louisa po ramieniu.
 - Dobra koniec tych pedalskich gadek, oglądaliście ostatnią gale KSW. - Wtrącił się Niall rozpoczynając temat na kolejną godzinę.
 Resztę przyjęcia Louis spędził z chłopakami na balkonie aż w końcu przyszedł po niego Harry mówiąc że Gwendolyn prosi ich żeby poszli z nią spotkać się z właścicielami Marleya. Gwen miała się spotkać z nimi w Camden Lol więc musieli zejść tylko na dół i dobrze bo Louis po czterech piwach nie miał ochoty na dalsze spacery. Nie musieli długo czekać, zaraz po wejściu do kawiarni Marley zaczął się wyrywać w stronę dziewczynki która na jego widok zaczęła krzyczeć ''spaiki, spaiki''.
 - Spike, przecież to imię do niego nie pasuje. - Szepnęła Gwen tak żeby tylko chłopcy ją usłyszeli.
 - To pani go znalazła? - Zapytała podchodząca do nich kobieta która według Louisa mogła mieć już ponad trzydzieści lat.
 - Tak. - Gwen skinęła głową.
 - Nawet nie wiemy jak mamy pani dziękować. - Powiedział prawdopodobnie jej mąż ściskając dłoń Szkotki, dziewczynka klęczała u ich stóp przytulając się do Marleya, znaczy się Spika. - To był moment, chwila nieuwagi, byłem z nim na wieczornym spacerze i spuściłem go ze smyczy a on pognał za jakimś kotem lub lisem i jak kamień w wodę. 
 - Szukamy go od tygodnia i gdy zobaczyliśmy pani ogłoszenie to tak jakbyśmy znowu zaczęli oddychać. - Dodała kobieta.
 - Dziękuje że znalazła pani Spika. - Dziewczynka puściła psa i przytuliła się do nogi Gwendolyn, Szkotka wyglądała jakby nie wiedziała co powiedzieć, w jej oczach znowu lśniły łzy jednak tym razem wyglądały na łzy szczęścia.
 - Nie... nie ma sprawy, Mar.. znaczy się Spike to cudowny pies i cieszę się że oddaję go ludziom którzy go kochają.
 - Tak, on jest jak członek rodziny.
 - To dla pani. - Dziewczynka wręczyła jej pluszowego misia.
 - Dziękuje. - Wyszeptała Gwen przytulając się do dziecka.
 Chwilę jeszcze pogadali z właścicielami Spika po czym rozeszli się do swoich mieszkań. Gdy Louis i Harry weszli do siebie zastali puste mieszkanie i list przyczepiony magnesem do lodówki.
 - Ciekawe co to. - Powiedział Louis rozkładając kartkę. - Sorry za wsypanie was, mieszkanie jest wasze do jutra do dwunastej, całusy wasz najlepszy Irlandczyk. - Przeczytał próbując naśladować akcent przyjaciela. - A więc co będziemy robić mając wolną chatę aż do jutra do dwunastej? - Zapytał seksownym głosem,przytulając się do Harry'ego.
 - Bardzo, ale to bardzo niegrzeczne rzeczy.

22 Styczeń
Mia
 Mia od początku wiedziała że tak będzi, Gwendolyn była typem osoby która zbyt szybko się przyzwyczajała i każde rozstanie bolało ją jakby ktoś wyrywał jej kawałki duszy lecz ona mimo to dalej pakowała się w takie ciężkie znajomości. Mia z całej ich paczki najdłużej znała Gwen i tylko ona znała jej największe sekrety więc dlatego nie chciała żeby Marley został z nimi na dłużej niż na godzinę bo wiedziała jak to będzie boleć gdy Szkotce przyjdzie się z nim pożegnać. 
 Od odejścia Marleya minął dzień i chodź Gwen w ten wieczór po rozstaniu zachowywała się jakby miało już być dobrze to jednak na drugi dzień wyglądała jak wrak człowieka. Snuła się po mieszkaniu jak duch, nie poszła do pracy ani nie zjadła śniadania, wyglądała tak beznadziejnie że Mia w końcu zdecydowała się na to o czym nie chciała nawet myśleć. Lola zgodziła się na ten pomysł od razu i była tak podekscytowana tym pomysłem że w końcu zaraziła tym nawet samą Mię.
 W środę z samego rana Mia zabrała Gwen niby na zakupy, jednak gdy zajechały autem na miejsce wcale nie było to centrum handlowe tylko schronisko dla zwierząt.
 - Co my tutaj robimy? - Zapytała Gwendolyn wysiadając z samochodu.
 - Marley już ma rodzinę więc czas żebyś ty teraz stworzyła rodzinę dla jakiegoś psiaka.
 - Naprawdę? I ty się na to zgodziłaś? - Zapytała rudowłosa z niedowierzaniem.
 - To ja to wymyśliłam.
 - Jezu kocham cię! - Dziewczyna ze szczęścia wskoczyła na przyjaciółkę oplatając ją nogami w pasie. - Jesteś najlepsza!
 W schronisku już wiedzieli o ich przyjeździe więc zaraz po wejściu przywitał ich przystojny pracownik schroniska który mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia osiem lat.
 - Ja adoptuję tego. - Szepnęła przyjaciółce do ucha.
 - Mia opanuj się. - Zaśmiała się Gwen chodź sama wpatrywała się w chłopaka jak w obrazek.
 Przeszli kawałek korytarzem aż w końcu weszli do wielkiego pomieszczenia gdzie w klatkach siedziały pozamykane psiaki. Mia na widok ich smutnych oczu sama miała ochotę zabrać je wszystkie do domu lecz to jednak nie było możliwe.
 - Patrz ten wygląda jak Marley. - Powiedziała brunetka wskazując na czarnego psa, nie był chyba czystej krwi labradorem jednak wyglądał jakby któryś z jego przodków na pewno nim był.
 - Faktycznie, tak to ten, to jego biorę. - Gwen była już zupełnie zauroczona psem.
 - Świetny wybór, trafił do nas dwa lata temu jako szczeniak razem ze swoim rodzeństwem, oni znaleźli rodziny ale niestety on został ale to wspaniały pies i na pewno go pokochasz. - Powiedział pracownik schroniska patrząc się Gwendolyn głęboko w oczy, flirtował z nią i to jak.
 - Mogłabyś nazwać go też Marley. - Zaproponowała Mia przerywając trochę magiczną chwilę tej dwójki.
 - On ma już imię, Fado. Oczywiście możesz je zmienić na inne ale nie wiadomo czy się przyzwyczai.
 - Fado jest idealne. - Powiedziała Gwen, ta dwójka zachowywała się jakby nagle znalazła się w odrębnej rzeczywistości i Mii aż było niezręcznie przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu. - Ty je mu dałeś?
 - Tak.
 - A dlaczego akurat Fado?
 - Bo tak jak ja, lubi smutne piosenki. - Chłopak powiedział to takim głosem że Mia też poczuła się uwodzona chodź stała obok i tylko obserwowała.
 - Dobra bo widzę że to jeszcze może trochę potrwać a ja spieszę się do pracy. - Weszła pomiędzy nich. -  Moja przyjaciółka prosi cię o tego psa, numer telefonu i zaprasza cię na kawę i to najlepiej jeszcze dzisiaj. 
 Dzięki interwencji Mii dziewczyny już po piętnastu minutach wyszły ze schroniska, Gwen wyszła z psem i randką a Mia z satysfakcją że załatwiła przyjaciółce seks.
 - Wiesz co Mils. - Odezwała się do niej Szkotka zdrobniale. - Jesteś zajebista, nawet nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć. 
 - Tak jak zawsze, wystarczy twoja dozgonna miłość i flaszka wódki.
 - Masz to jak w banku.

No siemano, pierwszy raz dodaję rozdział w dzień dziecka więc wszystkiego najlepszego dziecioki moje xd No jak widzicie w tym rozdziale nie ma jakiś emocjonujących wątków i w sumie jest trochę nudny ale nie jest beznadziejny więc to się liczy. Nie wiem co tu jeszcze napisać więc najlepiej już skończę, jak zawsze proszę was o komentarz no i kocham was i pa pa pa :****

środa, 7 maja 2014

The One With Mistletoe.

23 Grudzień
Louis
 Louis z reguły lubił święta, święta oznaczały prezenty a że w wigilie przypadały jego urodziny to znaczyło dwa razy więcej prezentów a nim urodziła się Bess dostawał aż trzy razy więcej, tego jednak roku święta nie zapowiadały się zbyt kolorowo. 
 Dziś rano pracownicy banku dostali wiadomość że po świętach przychodzi nowy dyrektor co oznacza wiele zmian, kilka awansów i na pewno kilkanaście zwolnień, Louis spodziewał się jednak bardziej tego drugiego. Pracował tutaj dopiero od roku i jaką miał szansę na awans a żeby utrzymać się na swoim stanowisku musiał w te święta zostać w Londynie i spędzić je bez rodziny. Na szczęście nie musiał ich spędzać samotnie, Lola i Liam też zostawali w Londynie na święta ponieważ ich rodzice w tym roku postanowili spędzić gwiazdkę na Bali więc Lola zaproponowała że zrobi kolację wigilijną w swoim mieszkaniu.
 - Niall się ucieszy że nie będziemy musieli spędzać świąt tylko we trójkę tym bardziej że jego mama jedzie do swojej siostry do Francji. - Powiedziała Lola, w kawiarni panował mały ruch i zatrudniona przez nią kelnerka dawała sobie radę i Lola mogła usiąść i napić się kawy z przyjacielem. Camden Lol było świeżo co otwartą kawiarnią ale już przyciągała sporo klientów, zwłaszcza wczoraj, w handlową niedzielę gdy ludzie w przerwie pomiędzy zakupami chcieli napić się kawy. Lokal pękał w szwach i nawet Louis został zaciągnięty do roznoszenia kawy, tak jak reszta przyjaciół, nie dostali za to zapłaty ale na koniec dnia Lola obiecała im że mają dożywotnie darmowe ciastko bo napoje i tak już mieli za darmo. O piątej przyszedł Liam z dwiema torbami w ręce.
 - Louis będzie z nami na wigilię. - Oznajmiła mu Lola.
 - Nie mogłaś wcześniej powiedzieć, teraz będę musiał kupić mu prezent. - Jęknął siadając na kanapie.
 - To nic mi nie kupiłeś? - Zapytał zdziwiony Louis.
 - No przecież nigdy nic ci nie kupuję, jak nie spędza się świąt razem to przecież nic się nie kupuje. - Oświadczył jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
 - No ale przecież co roku mi coś dajesz.
 - To na urodziny.
 - A nie zdziwiło cię że ja też ci daję wtedy prezent?
 - Myślałem że po prostu zawsze tak robisz bo jesteś miły.
 Louis już nic na to nie odpowiedział tylko wywrócił oczyma. Liam wydawał się najbardziej ogarnięty z całej ich paczki lecz czasami jego tok myślenia był jeszcze dziwniejszy niż Gwendolyn chodź ją ciężko było pobić.
 Piętnaście minut po Liamie przyszedł Zayn który zatrudnił się w Camend Lol jako kelner, lecz jego zmiana zaczynała się dopiero o szóstej więc mógł jeszcze usiąść razem z nimi.
 - Jedziesz na święta do rodziców? - Zapytała Lola nowo przybyłego, dziewczyna była już tak ucieszona na myśl o robieniu wigilii u niej że chciała żeby przyszło jak najwięcej osób.
 - Nie, nie mam ochoty na siedzeniu z ojcem przy jednym stole i słuchaniu jak zjebałem sobie życie. - Westchnął chłopak wyciągając telefon z kieszeni skórzanej kurtki na którą było za zimno ale on pomimo to wolał nosić ją niż coś cieplejszego, Harry mówi że chodzi w niej nieprzerwanie od trzech lat i kiedyś loczek chciał ją pociąć nożem żeby tylko Malik zaczął nosić coś innego.
 - Myślałem że pomiędzy wami już lepiej. - Powiedział Liam.
 - Jest lepiej, dzwonił do mnie na rano i pomiędzy opieprzaniem mnie za ten ''zły'' wybór nawet złożył mi życzenia ale nadal nazywa mnie Garry.
 - Garry?
 - Mój kuzyn od strony mamy, taki rodzinny nieudacznik który rzucił studia i mieszka w piwnicy rodziców, Ilham mówi że za to jego, ojciec nazywa teraz moim imieniem. - Wytłumaczył im, Zayn pomimo kiepskiej sytuacji z ojcem nadal utrzymuje bliski kontuakt z resztą rodziny, a z o trzy lata młodszą siostrą rozmawia codziennie długimi godzinami przez telefon.
 - Harry chodź! Wcale nie wyglądasz śmiesznie. - Do lokalu weszła Gwendolyn, przebrana w strój elfa, stała w drzwiach i wołała loczka. Pomiędzy Harry'm a Louisem od soboty panowała lekka niezręczność, Styles nie pamiętał za bardzo tego co wydarzyło się tamtej nocy ale Louis długo nie zapomni tego jak chłopak pocałował go a zaraz potem zwymiotował, później go za to przeprosił a potem znowu rzygał i rzygał, a gdy wrócili do domu jeszcze troszeczkę rzygał aż w końcu zasnął a Louis spędził całą noc pilnując go żeby nie udusił się własnymi wymiocinami, och jak romantycznie.
 Harry w końcu wszedł do środka, ubrany był tak samo jak Gwen lecz jego mina nie wyrażała takiej samej radości jak twarz Szkotki.
 - Aww jak uroczo wyglądacie w tych strojach, aż muszę wam zrobić zdjęcie. - Powiedziała Lola wyciągając telefon.
 - Nie! Żadnych zdjęć! - Zaprotestował Harry chowając się za Gwendolyn. - Nie rozumiem dlaczego nie mogłem iść się najpierw przebrać.
 - Bo ja zawsze przychodzę im się pokazać, no ustaw się ładnie. - Gwen objęła go mocno blokując jego ruchy.
 - Wystarczy że jakiś zaryczany gówniarz mnie kopnął a gdy go upomniałem to kazał mi najpierw schować jaja a potem się do niego odzywać. - Z naburmuszoną miną zaczął poprawiać zielono czerwone rajtuzy. - Przecież nie widać mi w tym jaj, nie widać nie? - Zapytał spanikowany, wszyscy spojrzeli w stronę krocza Harry'ego. Nie było nic widać, może lekki zarys i przez to Louis patrzył się trochę dłużej niż reszta, ale jednak nie, wszyscy patrzyli tak samo długo, może Louis miał tylko trochę brudniejsze myśli od innych.
 - Jutro będzie lepiej, polubisz to i będziesz ze mną chodzić na więcej charytatywnych akcji. - Zapewniła go Gwendolyn wciskając się na kanapę gdzie siedział już Louis i rodzeństwo Payne a Harry usiadł na brązowy fotel.
 - Jak to charytatywnych? - Zapytał zaskoczony Harry. - Ale zapłacą nam?
 - No nie, inaczej nie było by to charytatywne.
 - Gwen nie mów mi że spędziłem sześć godzin wśród zaryczanych bachorów i nie dostanę za to pieniędzy.
 - Zapytałam ci się czy chcesz być pomocnikiem Świętego Mikołaja, nie pracownikiem.
 - To następnym razem pytaj się o to swoim bogatym znajomym, nie dość że nie jadę do domu na święta to jeszcze nie dostanę pieniędzy. - Westchnął załamany, wyglądał przeuroczo w tym stroju a sztucznie zarumienione policzki zrobiły się naprawdę czerwone ze złości.
 - Nie jedziesz na święta do domu? To świetnie! - Lola aż klasnęła w ręce na wieść o kolejnym gościu. - Spędzisz je z nami, o jak będzie fajnie, ty też nie jedziesz, nie? - Zapytała się przyjaciółki.
 - My w domu nie obchodzimy świąt, ale mogę z wami zostać. - Powiedziała Gwen.
 - Jak to? Przecież jesteście katolikami? - Zapytał Liam ze zdziwieniem, wszyscy byli zdziwieni bo Gwen zawsze jeździła na święta do domu ale faktycznie nigdy nie opowiadała jakie tradycje panują w jej rodzinie.
 - Ojciec odszedł od nas w wigilię i tak jakoś zraziliśmy się do tego dnia.
 - To smutne. - Westchnęła Lola przytulając ją do siebie.
 - To co robicie w gwiazdkę?
 - To co wszyscy tylko bez choinki i tych wszystkich zwyczajów. - Wzruszyła ramionami.
 - To w tym roku będziesz miała prawdziwe święta, och już ja się o to postaram. - Powiedziała Lola zacierając ręce z szerokim uśmiechem na twarzy.

24 Grudzień
Gwendolyn
Od rana w domu było bardzo tłoczno i głośno, wszyscy zebrali się w mieszkaniu dziewczyn żeby pomóc Loli w przygotowaniach choć tak naprawdę pomagali tylko Zayn i Harry którzy jeszcze nie wiedzieli jak wkręcić Lolę że niby się coś robi a tak na prawdę nic się nie robi. 
 - Szkoda że nie będę dzisiaj z wami. - Powiedziała Mia krojąc warzywa do sałatki i cały czas mówiąc o wypadzie na narty ze swoim tatą z którym nie widziała się od pół roku, była tym strasznie podekscytowana. Dziewczyna może nie miała dobrych kontaktów z matką ale za to z ojcem miała wspaniałe, od zawsze była córeczką tatusia i to chyba jedyny mężczyzna na świecie którego tak na prawdę kocha.
 - O której masz lot?
 - O czwartej, och nie mogę się już doczekać, tydzień w Alpach w pięciogwiazdkowym hotelu... ahhh. - Zrobiła rozmarzoną minę myśląc o czekających ją przyjemnościach. - W końcu wyrwę się z tego szarego Londynu.
 - Aż ci zazdroszczę... Niall wypierdalaj od tej miski! - Warknęła Lola na swojego chłopaka uderzając go drewnianą łyżką w rękę.
 - Ale tylko ociupinkę.
 - Won! Weź się za coś tak jak reszta. - Dziewczyna rozejrzała się po mieszkaniu i zauważyła że Gwen, Louis i Liam siedzą przed telewizorem oglądając powtórkę meczu. - O nie! Tak nie będzie że wy sobie siedzicie, idźcie po choinkę. - Nakazała im i nie mieli innego wyjścia tylko wykonać jej polecenie, Liam przez chwilę się wykłócał że na dworze jest zimno i że mu się nie chce ale w końcu dał sobie spokój. Wyszli z kamienicy i udali się do sklepu z choinkami. Gwen była podekscytowana bo jeszcze nigdy nie kupowała choinki i uznała to za wielką przygodę gdy nagle zaszli na plac pełen martwych drzewek.
 - Co my tutaj robimy na tym cmentarzysku? - Zapytała spanikowana.
 - Kupujemy choinkę. 
 - Żywą, chcecie wspierać tą bestialską akcje?! - Nie podobało jej się to. - Jak można ścinać piękne zdrowe drzewko tylko po to żeby postało przez parę dni w domu. - Chłopcy spojrzeli po sobie.
 - Gwen, kochanie. - Lois chwycił ją za rękę. - Jest okej, po tą są choinki. To jest ich świąteczna misja, po tą są sadzone, potem ścinane i na koniec sprzedawane, one przynoszą radość tym wszystkim ludziom której je kupują, a szczególnie dzieciom. No spójrz na nich. - Wskazał na rodzinę z dwójką dzieci, faktycznie dzieci wyglądały na szczęśliwe.
 - Na prawdę? I one się z tym zgadzają? - Zapytała niepewnie, nie była przekonana co do tej teorii.
 - Kto?
 - No choinki? - Chłopcy znowu spojrzeli na siebie.
 - Tak, pozwól którejś z nich spełnić swoją misję. - Louis pogładził ją po dłoni i w końcu dziewczyna mu uległa. 
 Pochodzili trochę po placu aż w końcu znaleźli idealne drzewko, już mieli je kupić gdy Gwen zobaczyła coś niepokojącego.
 - Co oni robią z tą choinką?! - Zapytała gdy zauważyła jak jakiś mężczyzna wepchnął jedno z drzewek do niszczarki a z drugiej strony poleciały wióry.
 - Tych nikt nie kupuje, są brzydkie i uschnięte... auć! - Zawył Liam gdy Louis go kopnął.
 - A co z ich misją, nie możemy na to pozwolić!
 - Gwen nic nie możemy z tym zrobić. - Powiedział spokojnie Louis. 
 - Możemy kupimy taką. 
 - Lola się na to nie zgodzi. - Zaczął Liam lecz Gwendolyn szybko go uciszyła.
 - Zgodzi się, na pewno zrozumie że musieliśmy to zrobić.
 W końcu po długich namowach Gwen postawiła na swoim. Wrócili do domu z uschniętym ale jakże pięknym drzewkiem które nazwała Lucy. Lola wyszła akurat z Niallem na zakupy i nie było jej w domu gdy wrócili. Zayn i Harry pomogli jej ubrać choinkę przez co stała się ona jeszcze piękniejsza. Nagle zrobił się huk, zakupy rozsypały się po podłodze a w drzwiach stała zaskoczona Lola.
 - Co to jest? - Zapytała z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
 - Nasza choinka. - Odpowiedziała jej radośnie Gwen.
 - Dlaczego?
 - Bo chcieli ją zabić, Lol musieliśmy ją kupić, inaczej nie wypełniłaby swojej misji.
 - Misji?
 - Tak, świątecznego drzewka. - Jak Lola mogła nie wiedzieć o świątecznej misji choinki. - O cholera to już dwunasta, mam dzisiaj umówionego klienta, zupełnie o tym zapomniałam. Muszę lecieć! - Zabrała swoje rzeczy i wybiegła z mieszkania. Nie chciała brać żadnych zleceń w święta ale ten klient był umówiony na masaż już od miesiąca. Szybko załatwiła sprawę i o pierwszej była już z powrotem w domu.
 - Gdzie jest Lucy?! - Zapytała spanikowana, w miejscu jej choinki stała jakaś inna, zielona i zdrowa, wystrojona jak jakaś dziwka, Gwen ogarnęła złość. - Gdzie jest Lucy?! - Powtórzyła ze łzami w oczach.
 - Gwen przepraszam ale musiałam ją zamienić na inną, ta jest ładniejsza. - Wytłumaczyła jej Angielka.
 - Ładniejsza?! Lucy była piękna, gdzie ona teraz jest?
 - Na śmietniku.
 - Na śmietniku?! A jej misja?
 - To drzewko też ma misję. - Upierała się Lola.
 - Wiesz co, jak tak to ma wyglądać to ja nie chcę w tym uczestniczyć, świętujcie sobie sami te wasze komercyjne święto! - Wyszła z mieszkania trzaskając drzwiami.
 Trzy godziny włóczyła się po mieście, jej telefon dzwonił lecz ona nawet nie wyciągała go z kieszeni, w końcu jednak musiał wrócić bo nie wzięła ze sobą żadnych pieniędzy i nawet nie miała gdzie pójść. Gdy weszła do mieszkania trochę się tu zmieniło, pod oknem nadal stała zielona choinka ale towarzyszyło jej sześć innych, takich jak Lucy a w śród nich była może i sama Lucy.
 - Miałaś rację, te choinki też zasługują na spełnienie swojej świątecznej misji. - Powiedział Lola ze skruszoną miną, Gwen podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
 - Dziękuje, jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.

Liam
Po kupieniu choinki Liam pomógł Louisowi zanieść ją do domu po czym sam udał się na zakupy, miał już prezent dla Loli i Nialla ale co miał kupić reszcie. Po wczorajszym opieprzu który dostał od Loli że faktycznie to dziwne że nie kupuje wszystkim przyjaciołom prezentów świątecznych, teraz postanowił kupić wszystkim, nawet Mii której nie będzie dzisiaj razem z nimi. Kupno prezentu dla Amerykanki było łatwe, wystarczył sweter z firmową metką lub biżuteria i dziewczyna już powinna być w siódmym niebie, z Gwendolyn było trudniej. Wszystko co zostało zrobione przez chińskie dzieci lub innych źle traktowanych pracowników(niewolników jak to ona mówiła) odpadało, na szczęście Liam znał sklep gdzie starsza pani sprzedawała własnoręcznie robione szale, czapki, rękawiczki, drewniane figurki robione przez jej męża i inne suweniry robione przez nich samych. Dla Louisa wybrał płytę jego ulubionego zespołu wydaną w specjalnej edycji a dla Harry'ego płytę Robbiego Williamsa. Na koniec został mu Zayn, mieszkał z chłopakiem już na tyle długo żeby wiedzieć że chłopak lubi motocykle, swoją skórzaną kurtkę i seks z nowo poznanymi ludźmi. W ciągu tego miesiąca Liam już trzy razy był świadkiem jak Zayn wracał po imprezie w towarzystwie jakiejś nowej dziwki. Przestań! Nie powinno cię interesować jego życie seksualne! Zganiał sam siebie w myślach. Powinienem mu kupić dmuchaną lalę w kasku wtedy dałbym mu jego trzy ulubione rzeczy. W końcu zdecydował się jednak na sam kask, ten Zayna był już mocno zniszczony i po prostu brzydki a ten czarny matowy który Liam dla niego wybrał powinien przypaść mu do gustu. Na koniec wybrał się do jubilera po prezent dla Mii.
 - Pomóc w czymś? - Zapytała ekspedientka gdy Liam zatrzymał się przy półce z kolczykami.
 - Szukam kolczyków. - Powiedział spoglądając na dziewczynę, była ładna, nawet bardzo ładna. Brunetka o niebieskich oczach i jasnej cerze była zupełnym przeciwieństwem Kelly. Pomalowane na krwistoczerwony usta złożone były w firmowy uśmiech który zmienił się w prawdziwy, jakże piękny uśmiech gdy ich oczy się spotkały.
 - Dla dziewczyny?
 - Nie! - Zaprzeczył gwałtownie, może nawet gwałtowniej niż by wypadało. - Dla siostry. - Skłamał bo wydawało mu się że gdyby powiedział że dla przyjaciółki to zabrzmiałoby to jak ''jeszcze NIE dziewczyny''.
 - Wiszące, złote, srebrne? - Dopytywała dziewczyna.
 - Tanie. Nie lubię jej za bardzo więc mogą być najtańsze jakie macie.
 - Jest pan zabawny. - Powiedziała uroczo chichocząc.
 - Liam, nie lubię jak ktoś mówi mi na pan.
 - Dobrze niech będzie Liam, Hannah, miło mi. - Uścisnęli sobie dłonie nie przestając się uśmiechać. - A więc najtańsze jakie mamy.
 - Dobra niech będą drugie najtańsze, są święta więc mogę być dla niej trochę milszy.
 Hannah wybrała w końcu drugie najtańsze, które i tak były droższe niżby chciał. Podeszli do kasy gdzie zapakowała kolczyki w małe niebieskie pudełeczko.
 - Mógłbym prosić o jeszcze jedną rzecz?
 - Oczywiście.
 - Dałabyś mi swój numer? - Zapytał patrząc jej się prosto w oczy, chyba wieki minęły odkąd ostatnio podrywał dziewczynę i czuł się teraz jak idiota ale miał nadzieje że tak nie wygląda.
 - Zawsze podrywasz sprzedawców kolczyków? - Zapytała drocząc się z nim ale i tak widział że pod ladą sięga po kartkę.
 - Nie, wcześniej pracował tutaj taki stary, brzydki facet.
 - To mój ojciec. - Powiedziała z poważną miną.
 - Ale jakże uroczy starszy pan, tak naprawdę był bardzo przystojny, zawsze nazywam ładniejszych od siebie brzydkimi. - Idiota, idiota, idiota.
 - Żartowałam, no już nie czerwień się tak. - Podała mu karteczkę z numerem, zera wyglądały jak serduszka i Liam stwierdził że ma bardzo ładne pismo. 
 - Do zobaczenia. - Pożegnał się i wyszedł ze sklepu uśmiechając się szeroko, tego mu było trzeba po tym całym niby zauroczeniu w Zaynie, od początku wiedział że to była tylko chwilowa fascynacja nowo poznaną osobą a Hannah była osobą z którą mógłby zacząć nowy rozdział w swoim życiu.
Harry
 Kolacja miała rozpocząć się równo o siódmej, więc teraz pół godziny przed każdy zajął się sobą. Harry po całym dniu spędzonym przy garach, śmierdział jedzeniem więc musiał wziąć prysznic. Po piętnastu minutach był już gotowy do wyjścia i to był chyba jego rekord w wyszykowaniu się.
 Prezenty dla przyjaciół już od rana leżały pod choinką więc wychodząc z mieszkania wziął tylko telefon. Na klatce schodowej spotkał osobę którą najmniej się spodziewał tutaj spotkać.
 - Mia, co ty tutaj robisz? - Zapytał zdziwiony, dziewczyna siedziała skulona na schodach.
 - Tacie coś wypadło i nie mógł jechać. - Powiedziała pociągając nosem, chodź próbowała to ukryć to po jej oczach widać było że płakała.
 - Och tak mi przykro. - Usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
 - Nie musi ci być przykro, przecież to nie ty jesteś jego nową zdzirą która coś wymyśliła i nie pozwoliła mu jechać. - Było mu jej strasznie żal, cały dzień mówiła tylko o tym wyjeździe.
 - Może naprawdę mu coś wypadło.
 - Ta, kolejna operacja plastyczna księżniczki albo było jej za zimno w dupkę i zapragnęła wyjazdu do ciepłych krajów tylko we dwójkę. W zeszłym roku też tak było, przyzwyczaiłam się. - Pociągnęła nosem a kilka łez spłynęło w dół po jej policzkach.
 - Ej nie płacz. - Chwycił jej głowę w obie ręce i kciukami starł spod jej oczu rozmazany makijaż.
 - Ja nigdy nie płaczę!
 - No to nie poć się oczami bo cała się rozmażesz. - Uśmiechnął się do niej ciepło a Mia odwzajemniła się własnym krzywym uśmiechem.
 - Znajdzie się u was miejsce dla niespodziewanego gościa?
 - Zawsze.
 Wstali z miejsca i po chwili gdy Mia poprawiła makijaż weszli do mieszkania dziewczyn. Wszyscy byli zaskoczeni z obecności Mii ale nic na to nie powiedzieli. O siódmej tak jak było to umówione, zasiedli do kolacji. Stół był zastawiony jedzeniem, zrobili chyba wszystkie tradycyjne potrawy z Anglii i Irlandii a także kilka potraw wegetariańskich dla Gwendolyn i chyba po raz pierwszy Szkotka nie narzekała że wszyscy jedzą mięso zamiast warzyw. Harry zjadł tylko kawałek indyka i kilka pieczonych ziemniaków i już był pełen, zmusił się jednak do zjedzenia jeszcze wędzonego łososia i kawałka świątecznego puddingu.
 Gdy wszyscy się już najedli przyszła kolej na prezenty, od Gwendolyn Harry dostał książkę ''Od zera do milionera'' którą dziewczyna wręczyła mu z zadowolonym wrednym uśmieszkiem, na szczęście Harry też postanowił zrobić jej żart i kupił jej książkę kucharską o nazwie ''Tysiące przepisów na dania mięsne''. Od Liama dostał płytę, a od Zayna zdjęcie Robina Williamsa, co też było żartem bo kiedyś gdy Harry chciał mu powiedzieć że jego ulubionym piosenkarzem jest Robbie Williams, przypadkowo powiedział Robin i od tego czasu co roku dostawał od Malika zdjęcie aktora z napisem ''Dla mojego największego fana Robbie Williams''. Od Mii dostał bawełniany sweter a od Loli i Nialla czapkę i szalik. Jednak najlepszy prezent był od Louisa. Tomlinson nie położył go pod choinką tak jak reszta tylko ukrył w schowku w mieszkaniu dziewczyn. Gdy wyszedł z pokoiku z gitarą w ręce Harry aż poderwał się z miejsca i podbiegł do niego.
 - O Jezu. - Wyszeptał podekscytowany.
 - Żebyś znowu mógł kupować sobie jedzenie. - Powiedział Louis wręczając mu instrument.
 - Ale skąd wiedziałeś?
 - Zgadłem. - Louis uśmiechnął się do niego szeroko i Harry miał straszną ochotę żeby go pocałować.
 - Dziękuje. - Powiedział jednak i tylko go uścisnął.
 - Ej! Stoicie pod jemiołą. - Krzyknęła Gwendolyn z drugiego końca pokoju. - No dalej, pocałujcie się.
 Chłopcy spojrzeli na siebie, Louis cały się zarumienił i Harry czuł że on też jest cały czerwony, w końcu jednak namówieni skandowaniem przyjaciół ''Gorzko, gorzko!'' cmoknęli się szybko w usta.
 - To ma być pocałunek, gdy ja z Mią tam stałam to musiałyśmy pójść na całość. - Jęknęła Gwen wspominając sytuację z dzisiejszego ranka gdy przypadkowo stanęły razem pod jemiołą i musiały się pocałować i ku uciesze chłopaków robiły to długo i z języczkiem.
 - Mus to mus. - Powiedział Louis i po sekundzie złączył ich usta w długim i czułym pocałunku.
 - Mało, mało! - Wołali przyjaciele gdy pocałunek dobiegł końca. Jeszcze! Wołał Harry w myślach jednak Louis wrócił już na swoje miejsce i loczek żeby nie wyglądać żałośnie zrobił to samo.
Resztę wieczoru spędzili w salonie, pijąc Whiskey i oglądając świąteczne filmy. Koło północy gdy Zayn wyszedł na balkon na papierosa, Liam poszedł do toalety, po chwili Harry kątem oka zobaczył że chłopcy stoją pod jemiołą w tym samym miejscu co parę godzin temu Harry z Louisem. Gdy loczek chciał już wykrzyczeć że to teraz oni muszą się pocałować, Zayn wyręczył go składając krótki pocałunek na ustach Payna.

No i jest 4 rozdział, i jak wrażenia po tych wszystkich pocałunkach? Do wakacji mam zamiar dojść do 10 rozdziału i zakończyć tym pierwszy ''sezon'' tego opowiadania, mam nadzieje że mi się to uda bo pozostało już niewiele czasu a ja nawet w połowie nie jestem. Dobra nie mam jakoś weny na tą notkę podrozdziłową to napiszę jeszcze tylko że dodaje nową zakładkę o nazwie ''postacie poboczne'' i będę tam dodawać zdjęcia postaci które będą się pojawiać w trakcie pisania, nie będą to jacyś główni bohaterowie ale tacy którzy zagoszczą tutaj na trochę dłużej, więc na razie możecie zobaczyć jak wygląda Hannah. Dobra to tyle i już dodaję. Czytajcie, KOMENTUJCIE, uczcie się i jedzcie co najmniej 5 posiłków dziennie. Kocham was ;*** pa pa pa