sobota, 23 kwietnia 2016

The One With The Little Funeral.


2 Lipiec 2016
Louis
 Stali tak przez kilka minut a Louis nie mógł przestać płakać, cały dzień wszystkich pocieszał nie uraniając ani jednej łzy lecz teraz już nie wytrzymał. 
 - Louis? - Jęknęła Mia przyciśnięta do jego piersi.
 - Przepraszam. - Odsunął ją od siebie na długość ramion.
 - Co jej się stało? - Głos dziewczyny drżał a i Louis musiał wziąć kilka głębszych oddechów żeby móc jej odpowiedzieć.
 - Nic się nie stało, po prostu byli na badaniu a ono już... - jego głos się załamał - już nie żyło. - Tym razem to Mia się do niego przytuliła mocząc przy tym jego koszulkę łzami, chłopak głaskał ją po głowie a łzy spływały strumieniami po jego policzkach.
 - Zawieź mnie do niej. - Odsunęła się od niego nagle i ruszyła ku drzwiom wyjściowym obok których stały jej buty które po chwili miała już ubrane.
 - Właśnie od niej wracam, godziny odwiedzin już się skończyły.
 - To nic. - Burknęła zakładając dżinsową kurtkę.
 - Nie wpuszczą cię. - Chwycił ją za rękę żeby nie wyszła.
 - Dlaczego nikt do mnie nie zadzwonił? - Zapytała z wyrzutem.
 - Dzwoniliśmy, miałaś wyłączony telefon. - Brunetka przez chwilę patrzyła się na niego ze złością po czym znowu wybuchła płaczem, przytulił ją do siebie a ona płakała mówiąc jaką to okropną jest przyjaciółką. - Cii już nie płacz, skąd mogłaś wiedzieć 
 - A Niall? Gdzie jest Niall?
 - W domu.
 - Sam.
 - Nie, z Harrym i Gwen. 
 - Jedźmy do niego.
 Jechali w ciszy, Mia już się trochę uspokoiła jednak co chwilę pociągała nosem. Louis też już doszedł do siebie jednak nie mógł oderwać myśli od tego co się wydarzyło, nie wiedział czy szkoda było mu dziecka którego nie poznał, które tak naprawdę jeszcze nie żyło, czy jego rodziców którzy musieli żyć z tą stratą. Na miejscu zastali przyjaciół siedzących w salonie, Mia na widok Nialla znowu się rozpłakała co spowodowało że on także znowu zalał się łzami.
 - Niall. - Zdołała powiedzieć tylko tyle gdyż szloch zacisnął jej gardło. Usiadła obok niego na kanapie i wtuliła się w jego bok.
 - Jadł coś? - Zapytał Louis Gwendolyn, dziewczyna pokręciła przecząco głową. - Niall musisz coś zjeść.
 - Nie chcę. - Jęknął blondyn.
 - Ale...
 - Nie mogę jeść gdy ona leży tam sama. - Brzmiał jak mały nadąsany chłopiec, lecz Louis nie był nawet na niego zły.
 - Ale ona na pewno dostała kolację i ty też powinieneś coś zjeść, to był męczący dzień.
 Po tych ostatnich słowach Nialler znowu się rozpłakała, więc Louis dał sobie spokój. Resztę wieczoru spędzili w milczeniu, w tle grał telewizor ale nikt raczej nie skupiał na nim większej uwagi. Gdy po wielu godzinach płaczu Niall w końcu zaczął przysypiać, Louis zaprowadził go do sypialni a razem z nim Mię która też już przysypiała. Dopiero gdy ta dwójka spała w osobnym pokoju, reszta odważyła się na rozmowę, ta jednak nie trwała zbyt długo bo oni też byli już bardzo zmęczeni. Postanowili że dzisiaj wszyscy zostaną w mieszkaniu Nialla żeby dodać mu otuchy. Harry i Gwen zajęli pokój gościny a Louisowi została kanapa, nie była ona najwygodniejsza ale Louis był w takim stanie że zasnął by nawet na podłodze. Postanowił się dzisiaj nie kąpać, umył tylko zęby i skorzystał z toalety, a będąc jeszcze w łazience wysłał esemesa do Terry'ego że dzisiaj będzie spał u Nialla. Terence od tygodnia przebywał we Francji gdzie był opiekunem i instruktorem na obozie tańca dla dzieciaków. Nie miało być go jeszcze przez tydzień, akurat przez ten tydzień w którym Louis go tak strasznie potrzebował.
 Po wyjściu z łazienki Louis zobaczył Harry'ego siedzącego na kanapie.
 - Możesz iść. - Powiedział wskazując głową na wolną łazienkę.
 - Nie, ja przyszedłem z tobą porozmawiać.
 - Harry przepraszam ale jestem mega zmęczony, możemy to przełożyć na jutro?
 - To nie zajmie długo. - Chłopak zdawał się być konkretny ale mówił bardzo tajemniczo.
 - No dobrze, - usiadł obok niego - o czym chciałeś porozmawiać?
 - O tym naszym kumplowaniu się. - Loczek spuścił wzrok tak jakby był zawstydzony tym tematem. - To mi nie wystarcza.
 - Harry... - Louis już chciał go upominać że przecież ma chłopaka i nic więcej pomiędzy nimi być nie może.
 - Wiem masz Terry'ego ale mi nie chodzi o związek. - Zrobił dłuższą przerwę i dopiero wtedy zdecydował spojrzeć się na swojego byłego chłopaka. - Kiedyś, jeszcze nim to wszystko się zaczęło, nasz związek i w ogóle, byliśmy przyjaciółmi. Nie kumplami czy znajomymi, przyjaciółmi, pamiętam to. - W jego oczach błyszczały łzy i Louis poczuł że jego także robią się wilgotne. - Byłeś moim najlepszym przyjacielem Lou. Wiedziałeś, nadal wiesz o mnie rzeczy o których nigdy nikomu nie odważyłem się powiedzieć, nawet Zaynowi. Jesteś szczęśliwy z Terencem i bardzo się z tego cieszę, ale nawet gdyby go nie było to bez tej rozmowy nigdy nie byłoby między nami dobrze, a ja chcę żeby było dobrze bo tęsknię za tobą. - Teraz już nie tylko wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać ale na prawdę płakał. - Nie będę tutaj zapewniać że już mi po tobie przeszło i że już cię nie kocham, bo w jakiś sposób zawsze będę cię kochał ale chcę mieć w tobie przyjaciela i być przyjacielem dla ciebie, spróbujemy?
 - Oh Harry. - Louis uśmiechnął się pogodnie. - Ja też zawsze będę cię kochał. - Przytulił go do siebie, pierwszy raz od ponad roku, już zapomniał jaki Harry był miły w przytulaniu. - Bardzo chciałbym być znowu twoim przyjacielem.
***
 Po tym jak Harry wrócił do Gwen, Louis jeszcze długo nie mógł zasnąć. Bił się z myślami czy dobrze zrobił, nie chodzi o przyjaźń bo to akurat było dobrym posunięciem, ale o ten uścisk. Gdy się przytulili jego serce zabiło tak... tak... no nie tak jak powinno podczas przytulenia się z przyjacielem. W końcu zasnął ale Harry nie opuścił go nawet w snach, ponieważ śniło mu się ich pierwsze spotkanie. To wszystko tak zamąciło mu w głowie że obudził się jeszcze bardziej zmęczony niż był w momencie zaśnięcia. Nie miał siły żeby podnieść się z kanapy, nie dość że był połamany psychicznie to przez niewygodny mebel jeszcze fizycznie. Leżąc tak i myśląc co powinien zrobić a czego kategorycznie nie powinien, gdy nagle usłyszał dźwięk przychodzącego esemesa. To była wiadomość od Terenca który pisał mu o tym co będzie dzisiaj robić, o tym jak bardzo jest mu przykro z powodu straty Horanów, jak bardzo go kocha i tęskni. Po przeczytaniu tego wszystkiego Louis już wiedział że dobrze jest tak jak jest, kocha Terry'ego a z Harrym powinien się już tylko przyjaźnić i tak będzie najlepiej, chyba.

3 Lipiec 2016
Lola
 To był jeden z najtrudniejszych poranków w jej życiu, jeszcze nigdy nie czuła się tak źle po przebudzeniu, nawet po najgrubszej imprezie na największym kacu. Na początku nie wiedziała gdzie jest i co się wczoraj stało, była przestraszona i zdezorientowana gdy zobaczyła że leży w szpitalnym łóżku. Lecz po chwili to wszystko przyszło i wtedy była już tylko smutna, nie chciała o tym myśleć lecz mimo woli zaczęła analizować wszystko to co się wczoraj wydarzyło. Od samego rana chodziła cała w skowronkach na myśl o popołudniowej wizycie u ginekologa. Tego dnia wszystko było takie piękne, piękna pogoda, mili klienci zostawiający wysokie napiwki, nawet ten gburowaty dostawca tego dnia wydawał się być szczęśliwy. Wszystko było takie wspaniałe dopóki usłyszała, a właściwie nie usłyszała bicia serca swojego dziecka. W pierwszej chwili lekarz powiedział że tak się czasami zdarza, że sprzęt zawodzi czy coś, po chwili jednak wszystko było już wiadomo, dziecko nie żyło i to od kilku dni. 
 Co się działo dalej Lola pamięta już o wiele słabiej, wszystko przez środki uspokajające i znieczulające które podali jej podczas zabiegu. Jak przez mgłę pamięta wszystko co działo się podczas i po zabiegu. Przypomina sobie tylko że przyszła do niej pani psycholog, Lola nie chciała z nią jednak rozmawiać i cały czas płakała. Płakała lub spała, tyle tylko pamięta z poprzedniego wieczoru i jeszcze twarz Nialla. Smutną, zapłakaną twarz swojego męża. 
 O siódmej przyszła pielęgniarka, zmierzyła jej temperaturę i powiedziała żeby szła się wykąpać. Stojąc pod prysznicem Lola znowu się rozpłakała, przejeżdżając dłonią po brzuchu ogarną ją taki smutek i żal że musiała usiąść żeby się nie obalić. Gdy wróciła do łóżka już nie płakała i w sumie nie wiedziała co ma dalej robić. Nadal było jej smutno ale nie czuła żeby znowu miała się rozpłakać. O ósmej inna pielęgniarka przyniosła jej śniadanie. Dwie kromki chleba, kostka masła, kostka z dżemem, plaster szynki i rozpuszczalna kawa z mlekiem. Zjadła wszystko choć nie czuła się głodna. Po śniadaniu nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, obchód miał rozpocząć się o dziesiątej a była dopiero ósma dwadzieścia. Wstała z łóżka w poszukiwaniu swojego telefonu, znalazła go w szafce przy łóżku, nie pamięta żeby go tam wczoraj wkładała ale w sumie przecież sama dopiero co przyznała że niewiele z wczoraj pamięta. 
 Po powrocie do łóżka zaczęła sprawdzać swoje media społecznościowe, nie zdążyła jednak przeczytać pierwszego postu na facebooku gdy dziwne uczucie wstydu zakuło ją w sercu. Czuła się znowu tak jak wtedy po zamachach we Francji, gdy po udostępnieniu zdjęcia wyrażającego współczucie i wsparcie dalej przeglądała modowe inspiracje, głupie filmiki, słodkie kotki i resztę tego gówna które ludzie codziennie udostępniają na swoich profilach. Wtedy zginęło mnóstwo osób, a teraz tylko jedna lecz tak dla niej ważna że nie potrafiła się skupić na tym co ogląda. Odłożyła więc telefon i znowu przymknęła oczy zastanawiając się o co zapytać panią doktor gdy ta przyjdzie. 
 ***
Obudziło ją lekkie szturchanie w ramię.
 - Dzień dobry. - Powiedziała pani doktor z ciepłym uśmiechem na twarzy, nie okazywała niepotrzebnych emocji takich jak radość żeby podnieść ją na duchu lub smutek by okazać jej współczucie. - Jak się pani czuje?
 - Chyba... chyba dobrze. - Zawahała się bo nie wiedziała czy chodzi jej o jej stan psychiczny czy fizyczny, stwierdziła że chyba jednak fizyczny.
 - To dobrze. - Lekarka miała krótko ścięte blond włosy i wystające kości policzkowe, wyglądała na maks czterdzieści lat. Oprócz cieni na powiekach i tuszu na rzęsach nie była bardziej pomalowana. W czasie gdy ona zapisywała coś na kartce, pielęgniarka mierzyła Loli ciśnienie. - O dwunastej pielęgniarka przyniesie pani wypis i będzie pani mogła pójść do domu. Czy ktoś po panią przyjedzie? Bo po lekach uspokajających które wczoraj pani podaliśmy nie powinna pani jeszcze dzisiaj prowadzić samochodu.
 - Tak przyjedzie, mąż po mnie przyjedzie. - Blondynka dalej zapisywała coś na kartkach a pielęgniarka pozbierała już swoje przybory i wyszła z pokoju. - Czy mogłaby mi pani powiedzieć co się stało z moim... z moim dzieckiem?
 - Pyta pani co zrobiliśmy z nim po zabiegu? - Lola pokiwała twierdząco głową. - Zazwyczaj jeszcze przed pytamy się rodziców czy chcą pochować płód czy nie, pani była wczoraj jednak za bardzo roztrzęsiona a pani mąż stwierdził że poczeka na pani decyzję.
 - Mogę go pochować? - Lola poczuła jak kamień spadł jej z serca, już się bała że jej dziecko wyląduje na śmietniku lub coś w tym stylu, aż ciarki przeszły ją na myśl że takie coś mogłoby spotkać jej maleństwo. 
 - Tak, wraz z wypisem dam pani wniosek o wydanie karty zgonu. - Doktorka dopiero teraz podniosła wzrok nad papierów. - Wczoraj nie chciała pani rozmawiać z psychologiem, czy dzisiaj odczuwa pani taką potrzebę.
 - Tak. - Powiedziała bez zastanowienia, czuła że musi pogadać z kimś obcym zanim będzie musiała rozmawiać z bliskimi.
 - Dobrze, jeszcze przed wyjściem przyjdzie do pani psycholog. - Zapisała sobie coś na kartce.
 - Pani doktor? - Powiedziała Lola zwracając z powrotem jej uwagę. - Dlaczego tak się stało, dlaczego ono umarło?
 Lekarka westchnęła i omal nie wzruszyła ramionami, w ostatniej jednak chwili się powstrzymała.
 - Tak się niestety często dzieje, płód był za słaby aby się poprawnie rozwinąć i przetrwać.
 - Czy to moja wina? Może jadłam coś nieodpowiedniego?
 - Nie, to trochę straszne co powiem ale tak działa selekcja naturalna. Dziecko nie było w stanie dotrwać do końca ciąży, a nawet jeśli by dotrwało to mogłoby nie przeżyć samego porodu lub zmarłoby w pierwszych dniach. - Lola poczuła jak łzy znowu napływają jej do oczu.
 - Czy ja jeszcze będę mogła mieć dzieci? - Na końcu zdania jej głos się załamał.
 - Radzę odczekać kilka tygodni nim zaczną się państwo starać o kolejne ale później nie widzę przeciwwskazań. Tak się już czasami po prostu dzieje, tym razem trafiło na panią ale to nie znaczy że nigdy nie będzie pani w stanie urodzić dziecka.
 - Skąd pani to wie?
 - Wiem to, w końcu jestem pani lekarzem. - Uśmiechnęła się znowu. - Proszę się nie załamywać, jest pani młoda i zdrowa, jestem pewna że niedługo znowu się spotkamy i wtedy będzie wszystko dobrze.
 Po wyjściu ginekolożki Lola była w o wiele lepszym humorze, nie była wesoła ale też nie była już taka smutna jak jeszcze chwilę temu.
 Psycholog przyszła do niej chwilę po jedenastej i rozmawiała z nią prawie ponad godzinę. Ta rozmowa pomogła jej jeszcze bardziej bo mogła się przed nią otworzyć i nie miało to żadnych konsekwencji. Czasami człowiek nie otworzy się tak przed najbliższym jak przed kimś zupełnie obcym.

5 Lipiec 2016
Mia
 To był jeden z najsmutniejszych i najmniejszych pogrzebów na jakim Mia była. Uczestniczyło w nim tylko dwanaście osób, plus ksiądz i grabarz. Po wszystkim udali się do Camden Lol na mini stypę. Wszyscy byli bardzo cisi i mało rozmowni, nawet mama Loli która normalnie zawsze ma coś do powiedzenia, dziś nie powiedziała nic co mogłoby być nieodpowiednie lub jeszcze bardziej pogłębić smutek jej córki. 
 Mia nie posiedziała z nimi za długo, po godzinie zmyła się do mieszkania gdzie Barbara zajmowała się Leonem. Gdy weszła do mieszkania okazało się że nikogo w nim nie ma, wózka też nie było więc pewnie mama zabrała małego na spacer. Korzystając z okazji że jest sama chciała wziąć długą relaksującą kąpiel ale nie zdążyła jeszcze zdjąć butów gdy do mieszkania weszła Gwendolyn.
 - Co za okropny dzień. - Westchnęła dziewczyna wieszając czarną marynarkę na wieszak. Przez ostatnie dni dziewczyny rozmawiały ze sobą tylko ''służbowo'', nie było czasu ani okazji żeby porozmawiać o tym co zaszło pomiędzy Gwen a Georgem. Mia dużo myślała o tym jak ma się zachować, jak w ogóle zacząć tą rozmowę i choć jakaś jej część próbowała tłumaczyć Szkotkę to jednak ta większa część była tak wściekła że nic do niej nie docierało. 
 - W przeciągu tygodnia się wyprowadzę, nie będziesz już musiała pieprzyć się po hotelach. - Ta wersja rozpoczęcia rozmowy nie była przemyślana, po prostu pozwoliła ujść swoim emocjom.
 - Mia...
 - Nie chciałam robić scen przed pogrzebem, ale teraz jest już po więc nie będę udawać że wszystko jest w porządku. Miałam cię za moją najlepszą przyjaciółkę, ale jak widać myliłam się, nie będę cię unikać ale nie każ mi patrzeć na to jak zabierasz mi ojca. 
 - Mia to nie tak, pozwól mi wytłumaczyć. - Chciała chwycić ją za rękę lecz brunetka wyszarpnęła ją.
 - Co chcesz mi wytłumaczyć, że zabrał cię kilka razy na droższą kolację, kupił kilka błyskotek i i ty w ramach podziękowania wskoczyłaś mu do łóżka. Znam jego gierki ale nie wiedziałam że ty jesteś na tyle głupia żeby się na to nabrać. - Ostatnie słowo podkreśliła pogardliwym prychnięciem, chciała jak najbardziej pokazać jak bardzo jej przez to nie szanuje, choć jakaś jej cząstka mówiła że to bardzo nie w porządku wobec przyjaciółki.
 - Nie nabrałam się na żadne sztuczki, on mi nigdy nic nie kupił. - Głos Szkotki brzmiał wręcz histerycznie, za wszelką cenę starała się udowodnić że to nie tak jak Mia myśli.
 - No to jeszcze lepiej, więc zniszczyłaś moją szansę na posiadanie normalnej rodziny tak zupełnie za darmo, dla czystej satysfakcji? - To rozzłościło ją jeszcze bardziej, gdyby Gwen jeszcze miała w tym jakiś interes, ale ona zniszczyła jej ostatnią szansę na szczęśliwą rodzinę po prostu tak dla zabawy.
 - Mia twoi rodzice nie wrócą do siebie.
 - No teraz dzięki tobie to na pewno już nie, wszystko zepsułaś. - Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę swojego pokoju, Gwen jednak pobiegła za nią i po wyprzedzeniu zastawiła jej drogę.
 - Oni nie chcieli do siebie wrócić, wymyśliłaś to sobie, zrozum to w końcu. - Jej głos stał się bardziej stanowczy.
 - Chciałam mieć tylko szczęśliwą rodzinę, mamę i tatę a ty mi to wszystko zniszczyłaś więc czy możesz dać mi trochę odpocząć nim wróci Leo.
 - Właśnie, jego też tak wychowasz żeby któregoś dnia powiedział Liamowi że zniszczył mu szansę na szczęśliwą rodzinę?
 - Sorry nie mam ochoty słuchać rad na temat wychowania mojego dziecka od kogoś kto oddał własne. - Mia pożałowała tych słów zaraz po ich wypowiedzeniu, to co właśnie powiedziała było okropne i choć nadal była wściekła na Gwendolyn to wiedziała że nie zasługuje na taki komentarz. Gwen otworzyła szeroko buzię pod wpływem szoku po czym przybrała wściekłą minę.
 - Masz rację nie powinnam wtrącać się w wychowanie twojego dziecka i nie powinnam zakochiwać się w twoim ojcu, ponieważ taki patologiczny śmieć nie zasługuje na człowieka jego pokroju. - Przestała torować Mii wejście do sypialni, wyminęła ją i udała się w stronę wyjścia.
 - Gwenny czekaj. - Teraz to Mia próbowała ją zatrzymać.
 - Nie musisz się wyprowadzać, ja to zrobię. Jutro jak będziesz w pracy przyjdę po rzeczy i już więcej nie będziesz musiała mnie oglądać. - Wyszła trzaskając za sobą drzwiami.
 - Nosz kurwa mać. - Wrzasnęła Mia ciskając pierwszą rzeczą którą złapała o ścianę, nawet nie wie co to było bo rozpadło się na drobne kawałeczki zupełnie nie przypominając już tego czym było przed chwilą. Chciała ją zwyzywać od dziwki, szmaty, zwykłej kurwy, wiedziała że to jej nie zrani. Bo Mia nie chciała jej zranić, ale zrobiła to i choć nadal była wściekła na przyjaciółkę za to co zrobiła, w tym momencie bardziej była zła jednak na siebie.

Nie będę się tutaj rozpisywać bo chcę to wrzucić jeszcze teraz a jestem już mega zmęczona. Więc idę spać i mam nadzieje że następny rozdział pojawi się szybciej.