Mia
Matka Mii zawsze była piękną kobietą, miała klasę i styl ale przez swoją surowość i oziębłość wydawała się być starsza niż w rzeczywistości jest, wszystko zmieniło się jednak odkąd została babcią. Narodziny Leona nie tylko ociepliły stosunki pomiędzy jego mamą i babcią, ale ociepliły a także odmłodziły Barbarę. Mia była jeszcze bardzo młoda gdy jej rodzice się rozwiedli ale doskonale pamięta jaka była jej matka nim do tego doszło, kobieta oprócz urody i inteligencji miała także urok osobisty który przyciągał do niej mężczyzn jak magnes i teraz znowu taka była. Mia zaczęła zauważać działanie uroku matki na męskiej części swoich znajomych, zakochani i nie widzący poza sobą świata Zayn i Liam często flirtowali z Barbarą choć od dawien dawna nie robili tego z nikim innym poza sobą, przyszły ojciec, na zabój zakochany w swojej żonie Niall, robił maślane oczy do pięćdziesięcio trzylatki ilekroć ta coś do niego mówiła, Thomas to samo, nawet Harry, Louis i Terry zachowywali się wobec niej inaczej niż wobec innych kobiet. Mii wydawało się że nawet jej syn jest jakiś spokojniejszy podczas wizyt babci, dlatego dziewczyna bardzo cieszyła się z każdej wizyty matki bo to były jedyne dni kiedy na prawdę mogła odpocząć.
Ten weekend nie zapowiadał się jakoś wyjątkowo, Barbara przyleciała wcześnie nad ranem więc mogła zaopiekować się tego dnia wnukiem gdy Mia poszła do pracy. Po skończeniu się urlopu macierzyńskiego Leo w tygodniu trafiał do żłobka a w weekendy zazwyczaj zajmował się nim Zayn lub Gwendolyn, dziś nie pasowało jednak ani jednemu ani drugiemu, Zayn pracował a Gwen była u swojej mamy, na szczęście była babcia. Wychodząc tego dnia do pracy, Mia nie spodziewała się że będzie on taki wyjątkowy. Do godziny dwunastej pięćdziesiąt trzy była to tylko zwykła sobota, o dwunastej pięćdziesiąt trzy i dwie sekundy gdy Mia przekroczyła drzwi swojego mieszkania wszystko się zmieniło. Przy stole w kuchni, jak gdyby nigdy nic siedzieli matka i ojciec Mii i pili sobie razem kawę.
- Co ty tutaj robisz? - Nie widziała się z ojcem od prawie czterech miesięcy, od wtedy jak raz przyjechał zobaczyć Leona, nie była na niego zła bo rozumiała że nie mógł częściej przylatywać ale była ogromnie zdziwiona że on i Barbara siedzieli w jednym pomieszczeniu, przy jednym stole.
- Też się cieszę że cię widzę córeczko. - Zaśmiał się George wstając żeby się z nią przywitać.
- No ja też się cieszę że przyjechałeś ale jak to wy rozmawiacie? Tak normalnie? Bez rzucania przedmiotami? - Od kilkunastu lat Barbara i George nie porozumiewali się inaczej niż za pośrednictwem adwokatów a tu nagle siedzą sobie przy kawce.
- Bardzo śmieszne. - Westchnęła Barbara wywracając oczami.
- Już od dawna nie rzucamy w siebie przedmiotami. - Stwierdził ojciec przytulając ją jeszcze raz do siebie.
Resztę południa spędzili razem w kuchni, Mia dowiedziała się że George przyleciał tym razem na dłużej bo ponieważ jego firma zakłada nową filię w Londynie i stwierdził że to świetna okazja żeby spędzić trochę czasu z córką i wnukiem, dowiedziała się także że jej rodzice na prawdę już od dłuższego czasu mają ze sobą lepszy kontakt a będąc w Nowym Jorku spotykają się czasami nawet na kawę. To było bardzo miłe móc znowu z nimi posiedzieć a tak właściwie to chyba po raz pierwszy w życiu siedzieli razem i po prostu rozmawiali choć to co się działo pomiędzy Barbarą i George'm spokojnie dało nazwać się flirtem.
Gdy Leon się obudził Mia postanowiła zabrać go na spacer, gdy już z niego wracała wstąpiła do Camden Lol.
- Zgadnij kto niedługo znowu będzie razem. - Powiedziała rozradowana zamiast normalnie przywitać się z Lolą.
- No nie gadaj, w końcu się zdecydowałaś chłopak już tyle się nachodził.
- Nie chodzi o mnie. - Mia machnęła ręką bo nie chciała teraz znowu poruszać tematu Thomasa.
- No co ty gadasz, chłopaki? - Lola najwyraźniej kiepska była w zgadywankach.
- Nie, lepiej. - Uśmiechnęła się szeroko nie mogąc powstrzymać ekscytacji. - Moi rodzice.
- Naprawdę?
- Tak, już ze sobą rozmawiają... - Zaczęła opowiadać gdy Lola wybuchnęła śmiechem.
- No to faktycznie, następnym krokiem będzie ślub. - Zakpiła przyjaciółka.
- I będzie, ty nie wiesz jak oni na siebie patrzą Lola.
- Zawsze mówiłaś że jak pies na kota.
- Tak było kiedyś, teraz jest ogromna szansa że będą ze sobą znowu, bo zobacz mama jest wolna, ojciec też nie przytargał ze sobą żadnej zdziry. - Od lat tym mianem Mia określała kochanki ojca które ostatnio zaczęły być nawet młodsze od niej. - Trzeba nimi tylko dobrze pokierować i zobaczysz że znowu będę miała pełną rodzinę.
Ten weekend nie zapowiadał się jakoś wyjątkowo, Barbara przyleciała wcześnie nad ranem więc mogła zaopiekować się tego dnia wnukiem gdy Mia poszła do pracy. Po skończeniu się urlopu macierzyńskiego Leo w tygodniu trafiał do żłobka a w weekendy zazwyczaj zajmował się nim Zayn lub Gwendolyn, dziś nie pasowało jednak ani jednemu ani drugiemu, Zayn pracował a Gwen była u swojej mamy, na szczęście była babcia. Wychodząc tego dnia do pracy, Mia nie spodziewała się że będzie on taki wyjątkowy. Do godziny dwunastej pięćdziesiąt trzy była to tylko zwykła sobota, o dwunastej pięćdziesiąt trzy i dwie sekundy gdy Mia przekroczyła drzwi swojego mieszkania wszystko się zmieniło. Przy stole w kuchni, jak gdyby nigdy nic siedzieli matka i ojciec Mii i pili sobie razem kawę.
- Co ty tutaj robisz? - Nie widziała się z ojcem od prawie czterech miesięcy, od wtedy jak raz przyjechał zobaczyć Leona, nie była na niego zła bo rozumiała że nie mógł częściej przylatywać ale była ogromnie zdziwiona że on i Barbara siedzieli w jednym pomieszczeniu, przy jednym stole.
- Też się cieszę że cię widzę córeczko. - Zaśmiał się George wstając żeby się z nią przywitać.
- No ja też się cieszę że przyjechałeś ale jak to wy rozmawiacie? Tak normalnie? Bez rzucania przedmiotami? - Od kilkunastu lat Barbara i George nie porozumiewali się inaczej niż za pośrednictwem adwokatów a tu nagle siedzą sobie przy kawce.
- Bardzo śmieszne. - Westchnęła Barbara wywracając oczami.
- Już od dawna nie rzucamy w siebie przedmiotami. - Stwierdził ojciec przytulając ją jeszcze raz do siebie.
Resztę południa spędzili razem w kuchni, Mia dowiedziała się że George przyleciał tym razem na dłużej bo ponieważ jego firma zakłada nową filię w Londynie i stwierdził że to świetna okazja żeby spędzić trochę czasu z córką i wnukiem, dowiedziała się także że jej rodzice na prawdę już od dłuższego czasu mają ze sobą lepszy kontakt a będąc w Nowym Jorku spotykają się czasami nawet na kawę. To było bardzo miłe móc znowu z nimi posiedzieć a tak właściwie to chyba po raz pierwszy w życiu siedzieli razem i po prostu rozmawiali choć to co się działo pomiędzy Barbarą i George'm spokojnie dało nazwać się flirtem.
Gdy Leon się obudził Mia postanowiła zabrać go na spacer, gdy już z niego wracała wstąpiła do Camden Lol.
- Zgadnij kto niedługo znowu będzie razem. - Powiedziała rozradowana zamiast normalnie przywitać się z Lolą.
- No nie gadaj, w końcu się zdecydowałaś chłopak już tyle się nachodził.
- Nie chodzi o mnie. - Mia machnęła ręką bo nie chciała teraz znowu poruszać tematu Thomasa.
- No co ty gadasz, chłopaki? - Lola najwyraźniej kiepska była w zgadywankach.
- Nie, lepiej. - Uśmiechnęła się szeroko nie mogąc powstrzymać ekscytacji. - Moi rodzice.
- Naprawdę?
- Tak, już ze sobą rozmawiają... - Zaczęła opowiadać gdy Lola wybuchnęła śmiechem.
- No to faktycznie, następnym krokiem będzie ślub. - Zakpiła przyjaciółka.
- I będzie, ty nie wiesz jak oni na siebie patrzą Lola.
- Zawsze mówiłaś że jak pies na kota.
- Tak było kiedyś, teraz jest ogromna szansa że będą ze sobą znowu, bo zobacz mama jest wolna, ojciec też nie przytargał ze sobą żadnej zdziry. - Od lat tym mianem Mia określała kochanki ojca które ostatnio zaczęły być nawet młodsze od niej. - Trzeba nimi tylko dobrze pokierować i zobaczysz że znowu będę miała pełną rodzinę.
Gwendolyn
Po tygodniu spędzonym u rodziny w Szkocji, Gwen wracała wypoczęta ale też trochę smutna, nie lubiła się z nimi rozstawać, niby rozmawiali często przez telefon i internet ale to nigdy nie zastąpi rozmowy w cztery oczy. Była też smutna bo uważała że za rzadko się z nimi widuje, gdy ostatni raz tu była jej najmłodsza siostra Blaire nosiła sukienki w kwiatki i bawiła się lalkami, teraz ubiera się jak co druga nastolatka na ulicy i po wakacjach idzie do gimnazjum. Westchnęła głośno patrząc się przez szybę pociągu, nie zna Blaire zbyt dobrze a i dwunastolatka zdaje się być odrobinę skrępowana w jej towarzystwie a tak być nie powinno, akurat one powinny mieć najlepszą więź. Gdy pociąg wjechał na stacje układała sobie w głowie plan że w te wakacje wybierze się jeszcze raz do swojej rodzinnej miejscowości albo może zaprosi do siebie swoje dwie najmłodsze siostry, osiemnastoletnia Fia na pewno ucieszyłaby się na Londyńskie imprezy a i Blaire powinno się podobać.
Z dworca do domu dotarła taksówką w pół godziny, nie musiała tego dnia pracować ale i tak postanowiła wejść później na kawę do Camden Lol, najpierw musiała jednak iść do mieszkania trochę się odświeżyć. Drzwi jak zwykle były otwarte lecz w środku nie zastała nikogo, zaniosła walizkę do swojego pokoju i wyjęła z niej kosmetyczkę po czym skierowała się do łazienki, nie spodziewała się zastać w niej nikogo to też omal nie dostała zawału gdy po otworzeniu drzwi zobaczyła w niej nagiego mężczyznę.
- Przepraszam. - Zdołała tylko wyjąkać po czy zatrzasnęła za sobą drzwi.
Nie znała tego faceta więc bardzo się przestraszyła i gdy już chciała dzwonić po policję mężczyzna wyszedł z łazienki obwiązany w pasie ręcznikiem.
- Bardzo panią przepraszam, Mia mówiła że jest pani u rodziców i mówiła że mogę się tutaj wykąpać. - Półnagi mężczyzna już nie był nieznajomy więc odetchnęła z ulgą.
- Ale mnie pan przestraszył. - Odpowiedziała odkładając na półkę pierwszą rzecz którą złapała do samoobrony, była to grzechotka Leo więc dużo by z tego nie miała. - Nie to ja przepraszam że tak wtargnęłam do tej łazienki i...o Boże przepraszam. - Zaśmiała się i jednocześnie zaczerwieniła na wspomnienie widoku nagiego ojca swojej przyjaciółki, musiała jednak przyznać że jak na ponad pięćdziesięciolatka trzymał się bardzo dobrze, widać że chodzi na siłownie i dba o siebie, a i tam na dole nie jest źle. Gwen przestań! Zganiała się w myślach.
- To ja może pójdę się już ubrać. - Powiedział z lekka zmieszany. Gwen porzuciła już swoje plany na kąpiel i od razu postanowiła pobiec do kawiarni.
Przez następny tydzień widywała pana Thompsona niemal codziennie, jak nie w domu to w kawiarni gdzie przychodził tylko na kawę a potrafił spędzić i z trzy godziny wodząc za nią wzrokiem i rzucając niebanalnymi komplementami.
- Za czasów studenckich często bywałem w takich kawiarniach jak ta. - Zagajał pięćdziesięciolatek pewnego dnia. - Ale nigdy nie dostawałem kawy od tak pięknej kobiety jak pani.
Mówiąc komplementy zawsze patrzył się jej głęboko w oczy a Gwen czuła jak mięknął jej kolana. Mia opowiadając o kochankach ojca zawsze mówiła że lecą one tylko na jego pieniądze i Gwendolyn nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiała bo może i była to prawda że te kobiety miały plany związane z jego gotówką, teraz jednak wiedziała że George miał do zaoferowania coś więcej niż tylko pieniądze. Tej soboty Szkotka pracowała do czternastej a pan Thompson siedział tutaj już od jedenastej. Gdy przyszła Sonjia jej zmienniczka, George podszedł do baru prosząc o ostanie zamówienie.
- Nie chciałbym wyjść na zuchwalca ale czy nie zechciałaby pani napić się ze mną kawy?
- Bardzo chętnie ale ja już muszę wyjść, niestety bardzo się spieszę. - Powiedziała szczerze, tego dnia umówiła się z Harrym na zakupy i na prawdę bardzo się spieszyła. - Obiecałam Harry'emu że pójdę z nim na zakupy. - Poczuła nagłą potrzebę wytłumaczenia się dlaczego nie może spędzić z nim czasu, a także chciała żeby wiedział z kim będzie go spędzać.
- To może kolacja? Dziś wieczorem, o dwudziestej? - Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, nie wiedziała czy tego chce czy nie. George jest atrakcyjnym mężczyzną i rozmowy z nim oraz niewinny flirt były miłe ale przecież to jest ojciec jej przyjaciółki.
- Ja nie powinnam...
- Niech się pani zgodzi, mężczyzna w moim wieku ma już tak mało radości w życiu. - Przekonywał ją robiąc maślane oczy, Gwen nie mogła powstrzymać uśmiechu, nie chciała mu odmówić ale musiała.
- Proszę pana ja nie mogę.
- Skończmy z tym panem, panią, czuję się staro i głupio gdy mówisz mi per pan, jestem George.
- Gwendolyn. - Mężczyzna ujął jej dłoń i złożył dżentelmeński pocałunek na zewnętrznej stronie. - Ale na prawdę nie mogę, nie wypada.
- Nie wypada odmawiać przyjacielowi.
- To my jesteśmy przyjaciółmi? - Zapytała unosząc brew.
- Myślę że tak, a przynajmniej ja bardzo bym chciał być twoim przyjacielem. - Co? Przyjacielem? Nie powiedziała tego na głos ale była strasznie zawiedziona że George chciał być tylko jej przyjacielem, z drugiej strony była wściekła na siebie że chciała czegoś więcej od ojca Mii, człowieka do którego powinna czuć tylko sympatie. - To jak będzie, umówisz się zemną?
- Ale...
- Czyli o dwudziestej? Przyjadę po ciebie.
Nie zdążyła już nic więcej powiedzieć ponieważ George zostawił na blacie pieniądze za kawę, z ogromnym napiwkiem i wyszedł.
- Przystojniak, widać że bardzo mu się podobasz. - Powiedziała Sonija podchodząc do lady.
- I w tym tkwi problem.
25 Czerwiec 2016
- Hmm... - Westchnął zastanawiając się. - Nie wiem, chyba z kimś kto jest już w związku.
- A z rodzicem?
- No wiesz dziecko to nie jest jakaś skaza, jeśli nie rozwaliłbym przez to związku jego rodziców i mu dzieciństwa, to czemu nie.
- A jeśli to dziecko nie jest już dzieckiem a nawet ma już własne dzieci a do tego jest twoją przyjaciółką?
- Co? - Nie rozumiał za bardzo o co jej chodzi z tym dzieckiem i przyjaciółką.
- Czy umówiłbyś się z ojcem przyjaciółki? - Zapytała wprost.
- Ohh. - Nie wiedział co odpowiedzieć, nigdy nie umawiał się z nikim starszym niż dwadzieścia sześć lat więc nawet nie umiał sobie tego wyobrazić. - Gdyby przyjaciółka nie miała nic na przeciwko to może.
- A gdyby nic nie wiedziała a każdą dziewczynę ojca nazywała lafiryndą?
- No nie gadaj. Byłaś na randce z ojcem Mii?
- Nie, nie byłam dzisiaj mamy dopiero iść. - Wyznała patrząc się na swoje buty.
- Gwen?! - Zatrzymali się przed sklepem z bielizną, Harry chwycił ją za ramie i zmusił by spojrzała mu w oczy. - Chcesz iść na randkę z panem Thompsonem?
- Nie wiem czy chcę, on mnie zaprosił.
- A ty nie umiałaś odmówić? - Zapytał ironicznie.
- No jakbyś tam był. - Spojrzał na nią spod byka. - Próbowałam ale on zaczął coś że starsi ludzie mają tak mało przyjemności w życiu, potem coś że przyjaciołom się nie odmawia. - Mówiła to ze skruchą ale jednocześnie w jej oczach dało się dostrzec iskierki ekscytacji więc Harry nie umiał być na nią zły.
- Och Gwenny, Gwenny. - Zdjął rękę z jej ramienia i krótkim ruchem przeczesał swoją czuprynę myśląc co teraz zrobić. - Powiesz o tym Mii?
- Muszę ale nie wiem czy w ogóle jest o czym, to ma być tylko przyjacielska kolacja, tak jakbym szła na nią z tobą. - Harry prychnął. - No dobra nie tak jakbym szła z tobą ale... - Przeszła kilka kroków i zrezygnowana usiadła na ławce. - Dlaczego ja mam takiego pecha? - Westchnęła chowając twarz w dłonie, usiadł obok niej kładąc dłoń na jej udzie. - On jest taki zajebisty Harry, no trochę starszy ale zajebisty, inteligentny, seksowny, zabawny, elokwentny. A jego głos, Haza jego głos. - Odrzuciła swoje rude loki do tyłu i spojrzała na niego, w jej oczach lśniły łzy ale nie smutku tylko nadal te z ekscytacji. - Mi się aż robi mokro jak on mówi do mnie ''poproszę kawę'' ja się pytam jaką on że czarną, to ja się pytam czy z cukrem a on ''nie, pani widok jest wystarczająco słodki''.
Harry pokręcił głową i zachichotał.
- Zakochałaś się?
- Nie, raczej nie, po prostu no wiesz jak to jest. Jesteś w długim związku i nagle zrywacie i jak już przejdziesz tą całą swoją żałobę to znowu masz ochotę, no wiesz na seks ale nie chcesz żeby to był ktoś przypadkowy ale z drugiej strony jesteś tak sfrustrowany że nawet dostawcą pizzy byś nie pogardził. - Zaśmiał się głośno na tłumaczenie przyjaciółki, ona zarumieniła się cała lecz po chwili też zaczęła się śmiać. - No z Mike'm zerwałam nie tak dawno temu no i nie chcę nowego związku ale brakuje mi jakiegoś kontaktu z facetem, seksu, randki, pocałunków. Jak długo ty czekałeś nim znowu to z kimś zrobiłeś?
- Ja? - Zmieszał się lekko. - No tak z - wybełkotał niezrozumiale jakąś cyfrę - miesięcy.
- Ile? - Dopytywała ponieważ nie zrozumiała ile dokładnie.
- No - wybełkotał coś jeszcze raz i udał atak kaszlu - miesięcy.
- No Harry nie wstydź się mi możesz powiedzieć. - Złapała go za nadgarstek, śmiała się bo myślała że Harry nie chce jej powiedzieć bo się wstydził że za krótko odczekał, prawda była inna. - No powiedz kto to był.
- Nikt. - Odpowiedział krótko.
- Oj na pewno nie był taki zły żeby go nazywać nikim, no powiedz. - Nalegała.
- No mówię, on był nikim bo go w ogóle nie było. - Mówiąc nie patrzył się na nią tylko na swoje ręce jednak kątem oka widział jak jej mina z uśmiechniętej powoli zmieniała się w zdziwioną.
- Niee... Jaja sobie ze mnie robisz. - Zachichotała sztucznie, Harry pokręcił przecząco głową. - Przecież to już prawie rok.
- No wiem. - Wzruszył ramionami. - Ale to nie jest tak że ja nie chcę, bo nawet chcę ale właśnie dokładnie jest tak jak mówisz, nie chcę żeby to był byle kto wiec próbuję poznać kogoś fajnego i nagle się okazuje że nie ma nikogo fajnego. - Przeczesał włosy prawą dłonią a lewą splótł z dłonią Gwendolyn. - Chciałbym się od niego uwolnić, zakochać się w kimś i żeby znowu było fajnie, ale to nie jest takie proste. Czasami mi się wydaje że widzę go w każdym innym facecie. - Podniósł rękę żeby wskazać na pierwszego lepszego mężczyznę w zasięgu wzroku, niemal oczy nie wyszły mu z orbit gdy wskazany chłopak faktycznie wyglądał jak Louis, bo to był Louis. Stał jakieś dziesięć metrów dalej przy stoisku z świeżo wyciskanymi sokami, obok niego stała Bess która gdy tylko zauważyła Harry'ego pomachała do niego a po chwili już szła w ich kierunku ciągnąc za sobą brata.
- Cześć! - Zapiszczała osiemnastolatka już z daleka, podleciała do nich i najpierw ucałowała w policzek Gwen a potem Harry'ego, Louis doszedł do nich kilka sekund później i tylko uśmiechnął się uprzejmie. - Jak fajnie was widzieć. - Przez te dwa miesiące odkąd Bessy zamieszkała w Londynie spotykał ją dość często i nie mógł się nadziwić jak bardzo zmieniła się od czasu gdy zobaczył ją po raz pierwszy, nie chodzi o wygląd ale o charakter. Szesnastoletnia Bess była bardzo zamknięta i rzadko kiedy się uśmiechała, teraz zaś gdy tylko się pojawiała Harry uśmiechał się na sam jej widok, biło od niej ciepło i pozytywna energia. Prawdopodobnie zmieniła się tak dzięki zerwaniu z Eliotem, chłopak zawsze wydawał się miły jednak w rzeczywistości taki nie był, Harry przepłakał raz z nią całą noc słuchając o tym toksycznym związku.
- Zakupy. - Powiedział nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok swojej małej przyjaciółki.
- A my właśnie idziemy do kina. - Bess nie mogła mierzyć więcej niż metr sześćdziesiąt więc teraz gdy siedział na ławce była od niego tylko odrobinkę wyższa. - Może chcecie iść z nami?
Harry spojrzał na Louisa bo nie wiedział czy ten jest zadowolony z propozycji siostry, jednak nim on zdołał zareagować odezwała się Gwen.
- Ja niestety muszę już iść ale Harry chętnie z wami pójdzie, w końcu co on ma do roboty, trochę sobie pośpiewa i fajrant. - Zaśmiała się na co dostała klapsa u udo od Stylesa.
- Małpa. - Powiedział zaszokowany.
- Czyli ustalone, to chodź celebryto bo musimy kupić jeszcze bilety. - Blondynka chwyciła go za rękę i nim chłopak zdążył się zorientować już szedł do kina ze swoim byłym chłopakiem i jego siostrą.
No i w końcu to dopisałam, przepraszam za tak długą przerwę ale no coś nie mogłam go skończyć, nie obiecuję że następny będzie wcześniej ale zrobię wszystko żeby tak było. Mam nadzieje że nie straciłam was przez ten głupi zastój, na zachętę napiszę że niedługo zacznie się trochę dziać i te rozdziały nie będą już takie nudne. Całusy :**
Przez następny tydzień widywała pana Thompsona niemal codziennie, jak nie w domu to w kawiarni gdzie przychodził tylko na kawę a potrafił spędzić i z trzy godziny wodząc za nią wzrokiem i rzucając niebanalnymi komplementami.
- Za czasów studenckich często bywałem w takich kawiarniach jak ta. - Zagajał pięćdziesięciolatek pewnego dnia. - Ale nigdy nie dostawałem kawy od tak pięknej kobiety jak pani.
Mówiąc komplementy zawsze patrzył się jej głęboko w oczy a Gwen czuła jak mięknął jej kolana. Mia opowiadając o kochankach ojca zawsze mówiła że lecą one tylko na jego pieniądze i Gwendolyn nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiała bo może i była to prawda że te kobiety miały plany związane z jego gotówką, teraz jednak wiedziała że George miał do zaoferowania coś więcej niż tylko pieniądze. Tej soboty Szkotka pracowała do czternastej a pan Thompson siedział tutaj już od jedenastej. Gdy przyszła Sonjia jej zmienniczka, George podszedł do baru prosząc o ostanie zamówienie.
- Nie chciałbym wyjść na zuchwalca ale czy nie zechciałaby pani napić się ze mną kawy?
- Bardzo chętnie ale ja już muszę wyjść, niestety bardzo się spieszę. - Powiedziała szczerze, tego dnia umówiła się z Harrym na zakupy i na prawdę bardzo się spieszyła. - Obiecałam Harry'emu że pójdę z nim na zakupy. - Poczuła nagłą potrzebę wytłumaczenia się dlaczego nie może spędzić z nim czasu, a także chciała żeby wiedział z kim będzie go spędzać.
- To może kolacja? Dziś wieczorem, o dwudziestej? - Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć, nie wiedziała czy tego chce czy nie. George jest atrakcyjnym mężczyzną i rozmowy z nim oraz niewinny flirt były miłe ale przecież to jest ojciec jej przyjaciółki.
- Ja nie powinnam...
- Niech się pani zgodzi, mężczyzna w moim wieku ma już tak mało radości w życiu. - Przekonywał ją robiąc maślane oczy, Gwen nie mogła powstrzymać uśmiechu, nie chciała mu odmówić ale musiała.
- Proszę pana ja nie mogę.
- Skończmy z tym panem, panią, czuję się staro i głupio gdy mówisz mi per pan, jestem George.
- Gwendolyn. - Mężczyzna ujął jej dłoń i złożył dżentelmeński pocałunek na zewnętrznej stronie. - Ale na prawdę nie mogę, nie wypada.
- Nie wypada odmawiać przyjacielowi.
- To my jesteśmy przyjaciółmi? - Zapytała unosząc brew.
- Myślę że tak, a przynajmniej ja bardzo bym chciał być twoim przyjacielem. - Co? Przyjacielem? Nie powiedziała tego na głos ale była strasznie zawiedziona że George chciał być tylko jej przyjacielem, z drugiej strony była wściekła na siebie że chciała czegoś więcej od ojca Mii, człowieka do którego powinna czuć tylko sympatie. - To jak będzie, umówisz się zemną?
- Ale...
- Czyli o dwudziestej? Przyjadę po ciebie.
Nie zdążyła już nic więcej powiedzieć ponieważ George zostawił na blacie pieniądze za kawę, z ogromnym napiwkiem i wyszedł.
- Przystojniak, widać że bardzo mu się podobasz. - Powiedziała Sonija podchodząc do lady.
- I w tym tkwi problem.
25 Czerwiec 2016
Harry
- A co ty jesteś dzisiaj taka cicha? - Zapytał się Gwendolyn gdy przechadzali się po galerii handlowej, Szkotka zawsze ma coś do powiedzenia a dziś powiedziała nie wiele więcej niż cześć na przywitanie. - Nad czym tak myślisz?
- Masz taką osobę która chociaż bardzo by ci się podobała to i tak byś się z nią nie umówił?- Hmm... - Westchnął zastanawiając się. - Nie wiem, chyba z kimś kto jest już w związku.
- A z rodzicem?
- No wiesz dziecko to nie jest jakaś skaza, jeśli nie rozwaliłbym przez to związku jego rodziców i mu dzieciństwa, to czemu nie.
- A jeśli to dziecko nie jest już dzieckiem a nawet ma już własne dzieci a do tego jest twoją przyjaciółką?
- Co? - Nie rozumiał za bardzo o co jej chodzi z tym dzieckiem i przyjaciółką.
- Czy umówiłbyś się z ojcem przyjaciółki? - Zapytała wprost.
- Ohh. - Nie wiedział co odpowiedzieć, nigdy nie umawiał się z nikim starszym niż dwadzieścia sześć lat więc nawet nie umiał sobie tego wyobrazić. - Gdyby przyjaciółka nie miała nic na przeciwko to może.
- A gdyby nic nie wiedziała a każdą dziewczynę ojca nazywała lafiryndą?
- No nie gadaj. Byłaś na randce z ojcem Mii?
- Nie, nie byłam dzisiaj mamy dopiero iść. - Wyznała patrząc się na swoje buty.
- Gwen?! - Zatrzymali się przed sklepem z bielizną, Harry chwycił ją za ramie i zmusił by spojrzała mu w oczy. - Chcesz iść na randkę z panem Thompsonem?
- Nie wiem czy chcę, on mnie zaprosił.
- A ty nie umiałaś odmówić? - Zapytał ironicznie.
- No jakbyś tam był. - Spojrzał na nią spod byka. - Próbowałam ale on zaczął coś że starsi ludzie mają tak mało przyjemności w życiu, potem coś że przyjaciołom się nie odmawia. - Mówiła to ze skruchą ale jednocześnie w jej oczach dało się dostrzec iskierki ekscytacji więc Harry nie umiał być na nią zły.
- Och Gwenny, Gwenny. - Zdjął rękę z jej ramienia i krótkim ruchem przeczesał swoją czuprynę myśląc co teraz zrobić. - Powiesz o tym Mii?
- Muszę ale nie wiem czy w ogóle jest o czym, to ma być tylko przyjacielska kolacja, tak jakbym szła na nią z tobą. - Harry prychnął. - No dobra nie tak jakbym szła z tobą ale... - Przeszła kilka kroków i zrezygnowana usiadła na ławce. - Dlaczego ja mam takiego pecha? - Westchnęła chowając twarz w dłonie, usiadł obok niej kładąc dłoń na jej udzie. - On jest taki zajebisty Harry, no trochę starszy ale zajebisty, inteligentny, seksowny, zabawny, elokwentny. A jego głos, Haza jego głos. - Odrzuciła swoje rude loki do tyłu i spojrzała na niego, w jej oczach lśniły łzy ale nie smutku tylko nadal te z ekscytacji. - Mi się aż robi mokro jak on mówi do mnie ''poproszę kawę'' ja się pytam jaką on że czarną, to ja się pytam czy z cukrem a on ''nie, pani widok jest wystarczająco słodki''.
Harry pokręcił głową i zachichotał.
- Zakochałaś się?
- Nie, raczej nie, po prostu no wiesz jak to jest. Jesteś w długim związku i nagle zrywacie i jak już przejdziesz tą całą swoją żałobę to znowu masz ochotę, no wiesz na seks ale nie chcesz żeby to był ktoś przypadkowy ale z drugiej strony jesteś tak sfrustrowany że nawet dostawcą pizzy byś nie pogardził. - Zaśmiał się głośno na tłumaczenie przyjaciółki, ona zarumieniła się cała lecz po chwili też zaczęła się śmiać. - No z Mike'm zerwałam nie tak dawno temu no i nie chcę nowego związku ale brakuje mi jakiegoś kontaktu z facetem, seksu, randki, pocałunków. Jak długo ty czekałeś nim znowu to z kimś zrobiłeś?
- Ja? - Zmieszał się lekko. - No tak z - wybełkotał niezrozumiale jakąś cyfrę - miesięcy.
- Ile? - Dopytywała ponieważ nie zrozumiała ile dokładnie.
- No - wybełkotał coś jeszcze raz i udał atak kaszlu - miesięcy.
- No Harry nie wstydź się mi możesz powiedzieć. - Złapała go za nadgarstek, śmiała się bo myślała że Harry nie chce jej powiedzieć bo się wstydził że za krótko odczekał, prawda była inna. - No powiedz kto to był.
- Nikt. - Odpowiedział krótko.
- Oj na pewno nie był taki zły żeby go nazywać nikim, no powiedz. - Nalegała.
- No mówię, on był nikim bo go w ogóle nie było. - Mówiąc nie patrzył się na nią tylko na swoje ręce jednak kątem oka widział jak jej mina z uśmiechniętej powoli zmieniała się w zdziwioną.
- Niee... Jaja sobie ze mnie robisz. - Zachichotała sztucznie, Harry pokręcił przecząco głową. - Przecież to już prawie rok.
- No wiem. - Wzruszył ramionami. - Ale to nie jest tak że ja nie chcę, bo nawet chcę ale właśnie dokładnie jest tak jak mówisz, nie chcę żeby to był byle kto wiec próbuję poznać kogoś fajnego i nagle się okazuje że nie ma nikogo fajnego. - Przeczesał włosy prawą dłonią a lewą splótł z dłonią Gwendolyn. - Chciałbym się od niego uwolnić, zakochać się w kimś i żeby znowu było fajnie, ale to nie jest takie proste. Czasami mi się wydaje że widzę go w każdym innym facecie. - Podniósł rękę żeby wskazać na pierwszego lepszego mężczyznę w zasięgu wzroku, niemal oczy nie wyszły mu z orbit gdy wskazany chłopak faktycznie wyglądał jak Louis, bo to był Louis. Stał jakieś dziesięć metrów dalej przy stoisku z świeżo wyciskanymi sokami, obok niego stała Bess która gdy tylko zauważyła Harry'ego pomachała do niego a po chwili już szła w ich kierunku ciągnąc za sobą brata.
- Cześć! - Zapiszczała osiemnastolatka już z daleka, podleciała do nich i najpierw ucałowała w policzek Gwen a potem Harry'ego, Louis doszedł do nich kilka sekund później i tylko uśmiechnął się uprzejmie. - Jak fajnie was widzieć. - Przez te dwa miesiące odkąd Bessy zamieszkała w Londynie spotykał ją dość często i nie mógł się nadziwić jak bardzo zmieniła się od czasu gdy zobaczył ją po raz pierwszy, nie chodzi o wygląd ale o charakter. Szesnastoletnia Bess była bardzo zamknięta i rzadko kiedy się uśmiechała, teraz zaś gdy tylko się pojawiała Harry uśmiechał się na sam jej widok, biło od niej ciepło i pozytywna energia. Prawdopodobnie zmieniła się tak dzięki zerwaniu z Eliotem, chłopak zawsze wydawał się miły jednak w rzeczywistości taki nie był, Harry przepłakał raz z nią całą noc słuchając o tym toksycznym związku.
- Zakupy. - Powiedział nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok swojej małej przyjaciółki.
- A my właśnie idziemy do kina. - Bess nie mogła mierzyć więcej niż metr sześćdziesiąt więc teraz gdy siedział na ławce była od niego tylko odrobinkę wyższa. - Może chcecie iść z nami?
Harry spojrzał na Louisa bo nie wiedział czy ten jest zadowolony z propozycji siostry, jednak nim on zdołał zareagować odezwała się Gwen.
- Ja niestety muszę już iść ale Harry chętnie z wami pójdzie, w końcu co on ma do roboty, trochę sobie pośpiewa i fajrant. - Zaśmiała się na co dostała klapsa u udo od Stylesa.
- Małpa. - Powiedział zaszokowany.
- Czyli ustalone, to chodź celebryto bo musimy kupić jeszcze bilety. - Blondynka chwyciła go za rękę i nim chłopak zdążył się zorientować już szedł do kina ze swoim byłym chłopakiem i jego siostrą.
No i w końcu to dopisałam, przepraszam za tak długą przerwę ale no coś nie mogłam go skończyć, nie obiecuję że następny będzie wcześniej ale zrobię wszystko żeby tak było. Mam nadzieje że nie straciłam was przez ten głupi zastój, na zachętę napiszę że niedługo zacznie się trochę dziać i te rozdziały nie będą już takie nudne. Całusy :**