czwartek, 16 kwietnia 2015

The One With The Morning After


4 Lipiec 2015

 Louis
 Spanie po pijaku jest niemal takie same jak spanie po narkozie. Dokładnie nie pamiętasz kiedy zasnąłeś, ale jest ci zajebiście. Nie ważne jaką pozycję przyjmiesz i na jak twardym materacu, lub nawet podłodze zaśniesz i tak będziesz się czuć jakbyś leżał na chmurce. Pobudka też wygląda podobnie. Nie wiesz gdzie jesteś, co się stało, wszystko cię boli i oddałbyś wszystko żeby ktoś zabrał ten ból, na tym jednak podobieństwa się kończą. Po wybudzeniu się z narkozy wiesz przynajmniej że jakaś operacja się udała, po alkoholu nie wiesz nic. Budzisz się zagubiony nie wiedząc co się stało, jest ci niedobrze i boli cię głowa, masz kaca. Lecz to jeszcze nie jest najgorsze, po chwili przypominasz sobie co wyprawiałeś wczoraj pod wpływem. Czasami są to tylko głupie rzeczy, ale zdarza się że te głupie rzeczy mogły zepsuć wszystko. 
 Tak właśnie obudził się dzisiaj Louis. Śniło mu się coś przyjemnego, nie umie określić miejsca w którym się znajdywał ale było w nim przyjemnie. W tym przyjemnym miejscu robił bardzo przyjemne rzeczy gdy nagle zrobiło się ciemno, poczuł takie szarpnięcie jakby spadł z wysoka lecz na szczęście nadal leżał w łóżku. Otworzył powoli oczy i od razu tego pożałował. Miał wrażenie że w jego głowie jakiś mały stworek bawi się glebogryzarką, drugi stworek gra w kosza w Louisa żołądku a trzeci natomiast właśnie chwycił za pilota i włączył Louisowi pokaz slajdów z poprzedniego wieczora. Jedne obrazy były wyraźne inne zaś zamazane, niewyraźne tak jakby robił je fotograf z parkinsonem. Mimo tak wielu rozmytych wspomnień Louis wiedział że poprzedni wieczór spędził z jakimś chłopakiem, miał tylko nadzieje że ten wieczór nie przerodził się w całą noc bo tego za boga nie mógł sobie przypomnieć. 
 Leżał tak kilka minut, sparaliżowany strachem bał się nawet oddychać a co dopiero sprawdzić czy ktoś nie leży obok niego. Fakt że był w swoim pokoju już dawał mu pięćdziesiąt procent szans że spędził tą noc samotnie, no przecież nie był na tyle głupi żeby przyprowadzać kogoś do domu. Serce kuło go ze strachu a żołądek skręcał z nerwów, chciało mu się wymiotować i płakać. W końcu zebrał na tyle odwagi żeby wyciągnąć rękę do tyłu i sprawdzić czy nikt nie leży obok niego, miejsce okazało się puste ale nie do końca ufając swojemu dotykowi obrócił się żeby przekonać się na własne oczy czy naprawdę jest tutaj sam. Miejsce obok niego było puste. Odetchnął z ulgą a wielki, mega, przeogromny kamień spadł mu z serca, jednak żołądek nadal nie dawał mu spokoju, tak samo głowa. Postanowił przejść się do kuchni i poszukać jakiś leków przeciwbólowych i w momencie gdy jego tyłek oderwał się od łóżka, do pokoju wszedł nie do końca znajomy chłopak z kubkiem w ręku.
 - Masz bardzo dobrą kawę, idzie ją kupić w Tesco czy tylko w jakimś sklepie z kawą. - Powiedział nieznajomy, wszedł do pokoju w samych bokserkach i choć trzeba przyznać że jest przystojny to Louis miał ochotę się rozpłakać na jego widok.
 - Kim ty jesteś? - Zapytał opadając z powrotem na łóżko.
 - Kevin, nie przedstawiłem się wczoraj? - Chłopak wyglądał na maks dwadzieścia lat, pewnie nawet tylu nie miał, uśmiechał się szeroko po czym spojrzał na Louisa który nadal był nagi i przygryzł wargę. - To nic, teraz mamy chwilę czasu żeby się lepiej poznać. 
 Odstawił kawę na szafkę i podszedł do Tomlinsona w celu pocałowania go, ten jednak odskoczył jak poparzony. 
 - Przepraszam cię Kevin musisz już pójść.
***
 Kevin okazał się zakręconym dziewiętnastolatkiem, bardzo w porządku gościem i całkiem normalnym w tej całej swojej nienormalności. Louis już chciał wymyślać jakieś wymówki żeby tylko Kevin już sobie poszedł on jednak sam zapytał czy to przez Harry'ego. Okazało się że chłopak bardzo dużo wie o loczku, Louis nawet miał nadzieje że całą noc spędzili na rozmowach, jednak Kevin rozwiał jego nadzieję. Uprawiali tej nocy seks. Krótki, niezgrabny, nie najlepiej udany, ale jednak seks, dopiero później zaczęli rozmawiać. Kevin powiedział że gdyby wcześniej wiedział o Harrym to nigdy by do tego nie dopuścił.
 - Ale przecież zrobiliście sobie przerwę, w tym momencie byłeś wolny. - Powiedział chłopak wciągając spodnie.
 - Nie wiem czy to tak działa Kev.
 - A po za tym on też cię zdradził, z tym całym Nickiem. 
 - Wiesz że przez to wszystko zapomniałem o tym. - Uśmiechnął się krzywo. No właśnie dlaczego on się tak przejmował, przecież to Harry zaczął.
 - Gdyby jednak coś poszło nie tak to zadzwoń, może pójdzie nam lepiej. - Puścił oczko wciskając mu skrawek papieru w dłoń po czym nachylił się i cmoknął go w usta.
 - Obyśmy nigdy nie musieli próbować.
 Wyszli z pokoju Louisa uśmiechnięci, ta rozmowa naprawdę poprawiła mu nieco humor przez co wyglądali jakby właśnie przestali się pieprzyć i że był to bardzo dobry seks. Nie zrobili nawet kroku gdy stanęli jak wryci, dwa kroki dalej stał Harry. Łzy spływały po jego policzkach, usta miał otwarte i wyglądał jakby nie mógł złapać oddechu.
 - Harry to nie tak. - Rzucił Louis nie wiedząc co innego ma powiedzieć.
 - Ty skończona świnio. - Wykrztusił Harry, - Jak mogłeś.

Zayn
 Od bardzo, bardzo dawna Zayn nie obudził się taki szczęśliwy jak dziś. Liam przyszedł do niego pijany lecz to co wyprawiał w łóżku w ogóle na to nie wskazywało. Seks po pijaku nigdy nie jest dobrym seksem ale może gdy jedna osoba jest trzeźwa to ta reguła nie obowiązuje, chyba że on i Liam są wyjątkiem który tą regułę utwierdza. Jednak to wszystko było nie ważne, ważne było to co się wydarzyło, to co on powiedział. Liam co chwilę mówił że go kocha, mówił, on to wręcz krzyczał więc Zayn co chwilę musiał go uciszać. 
 Zrobili to tej nocy wiele razy aż w końcu Zayn zasnął w ramionach ukochanego, obudził się jednak sam, nie wyczuwając jego obecności. Otworzył oczy żeby rozejrzeć się po pokoju i zobaczył jak Liam po cichu zbiera swoje rzeczy żeby móc się wymknąć. Zayn wiedział że chcę się wymknąć bo on także wiele razy wymykał się w ten sposób.
 - Co ty robisz? - Zapytał zaniepokojony, dlaczego Liam miałby się wymykać po tym jak wyznał mu miłość.
 - Zayn przepraszam, ja nie powinienem był tutaj przychodzić. - Powiedział skruszony, Zayn poczuł jakby dostał w twarz.
 - Żartujesz? Żartujesz sobie ze mnie? Po tym wszystkim tak po prostu uciekasz i co wrócisz do tej swojej...
 - Narzeczonej. - Podpowiedział mu za co Zayn zgromił go wzrokiem.
 - I co i wrócisz i będzie normalnie, a ona cię przyjmie po tym jak ją zdradziłeś?
 - Proszę cię nie mów jej, nie mów nikomu. - Liam mówił to ze skruchom i wydawał się być zawstydzony lecz równie dobrze mógłby śmiać mu się w twarz bo bolałoby tak samo.
 - Jasne jak zawsze, nikt się nie dowie. - Prychnął. - Liam jak ty mnie traktujesz? Nawet nie jak dziwkę bo ją byś potraktował z szacunkiem, traktujesz mnie jak kurwa, jak robaka.
 - Zayn przepraszam ja nie chciałem cię skrzywdzić ale... ja... my, my nie możemy być razem. - Liam brzmiał jakby na prawdę było mu przykro lecz Zayn miał to teraz gdzieś. Nie wchodzi się podobno dwa razy do tej samej rzeki, Zayn natomiast po raz któryś wszedł do tej samej rzeki lawy, i znowu się spalił.
 - Czego się boisz? Że ktoś powie że jesteś pedałem, a więc jesteś pedałem! - Wykrzyczał podchodząc do niego bliżej, niemal stykali się czołami. Oczy Liama były niepewne i wystraszone, Zayna natomiast płonęły furią. - Jesteś kurwa najgorszą formą cioty, bo ty się prosisz o rznięcie. Przychodzisz jak ćpun i się o to prosisz. 
 - Przestań! - Warknął Liam, rozgniewany prawdą jaką usłyszał.
 - Boisz się że ludzie dowiedzą się że jesteś pedałem, bo jesteś jebanym pedałem! - Zayn nie mógł się powstrzymać, to był jakiś obłęd, zaczął powtarzać słowo ''pedał'' i nie mógł przestać.
 - Zayn przestań! - Liama także zaczął ogarniać gniew, stali naprzeciwko siebie, krzycząc sobie w twarz.
 - Bo co mi zrobisz? Jesteś zwykłą pizdą i frajerem. - Liam nie wytrzymał i wymierzył cios, trafił go w szczękę. Zayn zatoczył się do tyłu, starł krew z rozciętej wargi po czym spojrzał na swojego oprawcę.
 - Nawet bijesz jak pizda. - Sapnął z pogardą.
 - Przepraszam Zayn. - Liam po uderzeniu go tak trochę ochłonął.
 - Wypierdalaj stąd, nie chcę cię już nigdy w życiu widzieć! - Chwyciła go za szmaty i wyrzucił za drzwi. - Nigdy więcej tutaj nie przychodź, nienawidzę cię! Nienawidzę!
 Zatrzasnął drzwi po czym oparł się o nie i nie mogąc utrzymać się na nogach, zjechał na dół po czym zwinął się w kłębek i zaczął łkać.

 Harry

 Gwendolyn spędziła z nim całą noc przekonując go że Louis zachował się jak głupek ale że zrobił to z miłości, że przecież bardzo mocno go kocha i to dlatego jest taki zazdrosny. Powiedziała też szczerze że Harry też ma trochę winny i że faktycznie ostatnimi czasy zaczął spędzać więcej czasu z nowymi znajomymi, przez co nie tylko Lou mógł się poczuć odrzucony. I po tych kilku godzinach szczerej rozmowy, hektolitrach wylanych łez i po butelce pysznego, czerwonego winna Harry wrócił do mieszkania, gotów błagać ukochanego na kolanach żeby ten tylko mu wybaczył. Jednak w tym momencie Harry zamiast zacząć przepraszać miał ochotę rozerwać Louisa na strzępy.
 - Ja może już lepiej pójdę. - Powiedział chłoptaś Louisa, lecz Harry nawet nie zwrócił na niego uwagi, nie mógł oderwać wzroku od Louisa. Od jego kochanego Louisa który nigdy nie miał go skrzywdzić a który właśnie złamał mu serce. 
 Stali tak przez dłuższą chwilę, Louis nawet nie wydawał się być skruszony, wręcz patrzył na niego z pogardą. 
 - Jak mogłeś? - Zapytał załamującym się głosem.
 - Zrobiłem dokładnie to samo co ty wczoraj.
 - Słucham? 
 - Oj nie udawaj. ''Harry już śpi, ja też, zadzwoń jutro.'' -  Harry wgapiał się w niego nie wiedząc o co chodzi, Louis zamiast się tłumaczyć gadał jakieś głupoty jakby właśnie przyleciał z innej planety. - Co twój kochaś nie przekazał ci nawet że do ciebie dzwoniłem?
 - Louis o kim ty mówisz.
 - O Nicku, odebrał twój telefon gdy ty już smacznie spałeś po waszym pewnie udanym seksie.
 - W ogóle nie spałem tej nocy ponieważ całą noc rozmawiałem z Gwendolyn, w mieszkaniu obok, bez telefonu i bez kluczy które wczoraj zostawiłem w studiu.
 - Boże Harry, przepraszam. - Twarz Louisa w jednej chwili zmieniła się z chłodnej maski w rozpaczoną twarz kogoś kto wie że właśnie zniszczył coś bardzo ważnego. - Ja myślałem, Harry Boże jaki ja byłem głupi. Ja myślałem że ty mnie zdradziłeś...
 - I dlatego się z nim przespałeś? - Prychnął. - Zejdź mi z oczu, nie chcę cię znać. - Ruszył w stronę swojego pokoju, Louis jednak złapał go za rękę i pociągnął nie pozwalając wrócić.
 - Harry proszę cię porozmawiajmy o tym, popełniłem błąd. Przeogromny, straszny błąd ale proszę cię...
 - O co mnie prosisz, mam ci to wybaczyć? Tak po prostu zapomnieć o tym. - Louis cały czas trzymał go za ramię, a Harry czuł jak ten dotyk go parzy, pali nieprzyjemnym ogniem.
 - Harry to nie było celowe, myślałem że mnie zdradziłeś.
 - I dlatego chciałeś się na mnie odegrać? Oko za oko, ząb za ząb? Czyli idąc twoim tłokiem myślenia teraz ja powinienem się z kimś przespać żebyśmy byli kwita.
 - Harry...
 - No co, to ty tak pojmujesz sens naszego związku.
 - Ale przecież zerwaliśmy. - Zirytowany Louis podniósł głos, Harry'emu udało się wyrwać z jego uścisku.
 - Mieliśmy przerwę, a to oznacza przemyślenie wszystkiego na spokojnie a nie pieprzenie z czystym sumieniem.
 - Przepraszam jeszcze nigdy nie miałem przerwy, wszyscy jakoś od razu umieli mi powiedzieć czego chcą.
 - Na pewno nie chciałem tego żebyś bzykał jakiegoś dzieciaka. - Łzy strumieniami wypływały z jego oczu, nie chciał żeby Louis widział go w takim stanie więc uciekł do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Rzucił się na łóżku nie mogąc powstrzymać się od płaczu, to wszystko było takie nierealne i bez sensu. 
 Słyszał jak Louis podszedł do drzwi, stał tam chwilę po czym wszedł do środka.
 - Harry porozmawiajmy na spokojnie. - Cisza, loczek nie miał ochoty go oglądać a co dopiero rozmawiać, Louis przysiadł na łóżku i złapał go za rękę. - Spieprzyłem ale przecież cię kocham, tak bardzo, bardzo mocno. - Ucałował jego dłoń. - Byłem pijany, zalany w trupa tak że nawet za bardzo tego nie pamiętam. - Harry usiadł i wolną ręką przetarł swoje zapłakane oczy, Louis także płakał. - Hazz przecież my nie możemy się rozstać, nie możemy, ja nie mogę bez ciebie żyć. Kochanie...
 Znowu pocałował go w dłoń, po czym zbliżył się odrobinę i złożył pocałunek na jego policzku, przesuwał się powoli aż doszedł do ust. Harry chciał na to pozwolić ale nie mógł, wyrwał swoją dłoń z jego uścisku i odsunął się schodząc z łóżka i cofając się o kilka kroków.
 - Nie!Nie możesz mnie tak po prostu pocałować i myśleć że to wszystko załatwi, nie możesz myśleć że dzięki temu wszystkie problemy zniknął. Ciągle widzę ciebie i tego chłopaka, ty nawet pachniesz nim.
 - Proszę cię nie mów tak, wszystko się ułoży. - Louis także wstał z łóżka 
 - Nie, miałeś mnie nigdy nie zranić Louis, a zrobiłeś to i to w taki sposób. - Przez dłuższą chwilę żaden z nich się nie odezwał, łzy spływały po ich policzkach ale nikt nie mógł ich otrzeć. W końcu Harry wziął głęboki oddech po czym wyszeptał. - Myślę że powinieneś wyjść.
 - Nie, Harry proszę. Tej nocy zrobiłem najokropniejszą rzecz w życiu ale nie mogę tak po prostu wyjść, nie mogę bez ciebie żyć. Bez twoich dłoni, - złapał go za dłonie - bez twoich włosów, bez twojego głosu, bez twojego serca. - Przyłożył dłoń do jego serca po czym się do niego przytulił. - Bez twojego dobrego serduszka które jako jedyne na świecie bije tak samo jak moje.
 Harry stał tak wdychając zapach włosów chłopaka i choć tak bardzo kochał ten zapach to on już nie dawał mu poczucia szczęścia i bezpieczeństwa.
 - Louis nie. - Odsunął go delikatnie od siebie. - Ja tak nie umiem, to zmieniło wszystko. Czuję jakbyś był dla mnie obcy.
 Louis płakał, jeszcze nigdy tak przy nim nie płakał a teraz ryczał jak mały chłopiec,
 - Nie, przecież to nie może być koniec.
 - Więc dlaczego jest? - Obrócił się na pięcie żeby wyjść z pokoju, zatrzymał się jednak ostatni raz przy drzwiach. - Żegnaj Louis.
 Wyszedł z mieszkania, potem z kamienicy, zaszedł na przystanek autobusowy nie wiedząc nawet gdzie chce jechać. Nie miał nawet gdzie się podziać, no jasne że miał przyjaciół ale gdziekolwiek by poszedł tam mógł przyjść Louis, a on musiał uciec jak najdalej od Louisa. W końcu zdecydował udać się do Nicka. Godzinę później stał pod drzwiami jego apartamentu. 
 - O hej Harry, po telefon? Właśnie miałem do ciebie jechać. Wchodź. - Zaprosił go do środka z szerokim uśmiechem na twarzy, Nick zawsze się tak do niego uśmiechał. - Louis wczoraj w nocy mocno wstawiony wydzwaniał do ciebie, w końcu Lucas się wkurzył i odebrał, nie gniewasz się?
 - Nie spoko, ja tak właściwie to w sprawie tej trasy.
 - Tylko mi nie mów że nie chcesz, to jest dla ciebie ogromna szansa... - Zaczął nawijać przyjaciel.
 - Nie, nie o to chodzi. Chciałbym od zaraz dołączyć do Ed'a.
 - Ale on jest teraz w Ameryce, trasa po Anglii zaczyna się dopiero za trzy miesiące.
 - Wiem, ale jeśli jest to możliwe to chciałbym już zacząć tam.
 - Harry, dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.

Mia
  Odkąd Mia zaszła w ciążę bardzo dużo spała, gdy pracę zaczynała później to potrafiła spać do dziewiątej, a w dni wolne tak jak te potrafiła spać nawet do pierwszej. Gwendolyn w takie dni najczęściej budziła ją pysznym śniadankiem na które miała coraz większy apetyt. Tej soboty nie obudziła jej jednak Gwen a Zayn, i to pół godziny za wcześnie. Chłopak wpadł do jej pokoju z paczką butelek w jednej dłoni i czipsów i przekąsek w drugiej.
 - Miaś wstawaj musimy pić. - Powiedział wskakując do niej na łóżko. 
 - Zayn co się stało? - Zapytała zaniepokojona. 
 - Nic, ja już wszystko wiem, ja mam plan. - W pewnym momencie Mia przestraszyła się że już wie o ciąży ale wtedy przecież nie pozwoliłby jej pić.
 - Jaki plan?
 - Na nasze życie.
 - Nasze życie? - Powtórzyła niepewnie.
 - Tak, na nasze wspólne życie, słuchaj. Ani ja ani ty nie mamy szczęścia w miłości, więc po co nam miłość? Żeby nas jakiś kutas albo jakaś pipa skrzywdziła? Nie Mia, ja to już wszystko dokładnie przemyślałem. - Zayn gadał jak nakręcony z wielkim, sztucznym uśmiechem na twarzy. - Zamieszkamy razem i stworzymy sobie taki własny dom uciech. Będziemy się pieprzyć ze sobą, z kimś innym, będziemy pieprzyć kogoś razem lub osobno ale też w trójkątach. Możemy tworzyć najróżniejsze kombinacje.
 - Liam znowu cię skrzywdził? - Zapytała spokojnie, to co mówił Zayn było nawet jak na niego za bardzo zwyrolskie więc albo musiał być naćpany albo skrzywdzony.
 - Liam? Jaki Liam, ten kretyn do którego już dawno nic nie czuję, daj spokój. - Powiedział ze łzami w oczach.
 - Zayn twój pomysł na nasze życie jest bardzo interesujący ale niestety nie mogę w nim uczestniczyć. - Musi mu to powiedzieć teraz, może nie jest to najlepszy moment ale jak nie teraz to kiedy, nigdy nie będzie na to dobrego momentu. - Zayn ja... ja jestem w ciąży. Chyba z tobą.
 Zayn wstał z łóżka wciągając głośno powietrze, złapał się za głowę i zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju. 
 - Zmiana planów. - Powiedział w końcu, podszedł do łóżka i uklęknął przed Mią łapiąc ją za rękę. - Wyjdź za mnie, zamieszkamy razem, urodzisz mi dziecko i będzie dobrze. - Zayn nadal miał łzy w oczach lecz teraz jego delikatny uśmiech był szczery.
 - Ty jesteś szalony, nie mam pewności czy to jest twoje dziecko.
 - Mia, wszystkie dzieci nasze są. Pozwól mi a będę najlepszym ojcem jakiego widział ten świat. 
 Zayn się rozpłakał ale Mia także już płakała.
 - To jest szalone, ale dobrze zgadzam się.
 - Zobaczysz, będziemy najszczęśliwszą rodziną na świecie. - To miało zabrzmieć radośnie, zabrzmiało jednak bardzo smutno.

Oto przed wami jeden z chyba najbardziej pokręconych i smutnych rozdziałów tego opowiadania. Nie powiem wam co będzie dalej, musi spaść deszcz żeby wyszła tęcza lecz czy ta tęcza będzie taka kolorowa. Och jakbym była swoją własną czytelniczką to byłabym mega wkurwiona ale mam nadzieje że wy się na mnie nie gniewacie. Jeszcze nie raz was czymś zaskoczę :D Dobra jest późno jestem pokręcona, mam nadzieje że zostawicie dużo komentarzy. 
Całusy, wasza Dominika