środa, 26 listopada 2014

The One With Liam's Going Away Party.


25 Październik 2014
Louis
 Louis od zawsze był typem człowieka który nie narzeka i wie że wszystko potrzebuje czasu, wie że nie idzie zostać mistrzem żonglowania robiąc to po raz pierwszy, wie że trzeba trenować za to jego chłopak jest jego totalnym przeciwieństwem. Harry często się denerwuje i zaczyna rzucać przedmiotami gdy coś nie wyjdzie mu za pierwszym razem dlatego też Louis ze spokojem przyjmuje to że po ponad roku pracy w banku, budzi się codziennie tylko jako doradca klienta a Harry coraz bardziej wkurza się na to że po roku występów w różnych knajpkach nadal nikt go nie ''odkrył''.
 Od kilku tygodni Harry bardzo często chodził przybity, zdawał się być nieobecny i jakiś taki smutny a co za tym idzie Louis też czuł się źle.
 - Powiesz mi co się z tobą dzieje? - Zapytał Harry'ego przy śniadaniu, jedli je tylko we dwójkę ponieważ Niall spał dzisiaj u Loli, pomimo że para od miesiąca była małżeństwem to nadal mieszkali oddzielnie bo nie mogli znaleźć mieszkania.
 - Jutro są urodziny mojego ojca i wczoraj moja mama zadzwoniła z pytaniem czy przyjedziemy. - Wydukał loczek znad miski płatków, chłopak bardzo rzadko wspominał o swoich rodzicach, z matką rozmawiał czasami przez telefon lecz z ojcem w ogóle.
 - I co jej odpowiedziałeś?
 - Że nie. - Burknął, czasami Harry zachowywał się jak dziecko i to była właśnie taka chwila.
 - Ale dlaczego? Nie uważasz że to dobra okazja i w końcu najwyższa pora żebyście się pogodzili?
 - Ale ty go nie znasz Lou. - Westchnął przeczesując swoje długie loki, od marca nie był u fryzjera także jego włosy sięgały mu prawie do ramion, Louis bardzo to się podobało i tak w sumie to trochę zazdrościł swojemu chłopakowi że ma taką swobodę, on musi się ubierać, strzyc i golić tak jak oczekują tego od pracownika banku.
 - No właśnie Harry nie znam twojego ojca, matki ani żadnego bliższego znajomego oprócz Zayna. - Uniósł się Tomlinson i dopiero teraz uświadomił sobie że faktycznie Harry zna wszystkie bliskie Louisowi osoby  lecz Louis nie zna żadnych bliskich Harry'ego.
 - Oh kochanie nie zaczynaj teraz. - Jęknął Harry.
 - A dlaczego nie teraz?! Nie chcesz żebym poznał twoich rodziców czy żeby oni nie poznali mnie?
 - To nie o to chodzi.
 - To o co?! - Chłopcy należeli do par które rzadko się kłócą i mieli tylko kilka powodów przez które dochodziło pomiędzy nimi do kłótni i temat rodziców Harry'ego był jednym z nich.
 - Ostatni raz gdy widziałem się z ojcem to powiedziałem mu że następnym razem gdy się spotkamy to będę już sławnym artystom i co mam teraz od tak jechać do niego jako nikt? - Zapytał ze smutkiem w głosie i Louisowi nagle zrobiło się głupio że tak na niego naskoczył, wstał ze swojego krzesła i usiadł Harry'emu na kolanach przytulając się do niego.
 - Nie jesteś nikim. - Wyszeptał w szyję młodszego chłopaka, nie zdążyli się jeszcze ubrać więc oboje byli tylko w spodniach od dresu o których noszenie prosił ich Niall. 
 - Może dla ciebie ale wiesz że ja już teraz mogę ci powiedzieć jak przebiegnie to spotkanie. Najpierw ojciec przywita się ze mną niby normalnie, potem przez cały wieczór nie będzie miał nawet chwili żeby ze mną pogadać aż w końcu przy stole, przy wszystkich gościach, nie na osobności, zapyta się mnie ''jak tam to twoje śpiewanie'' ale zapyta o to takim tonem że to nie będzie brzmiało jak tam twoje śpiewanie tylko jak tam twoja gówniarska fanaberia, głupie marzenie, jak radzisz sobie a raczej nie radzisz sobie beze mnie. Ja mu odpowiem oczywiście że wszystko idzie świetnie i że jestem na dobrej drodze żeby się wybić a wtedy on zacznie zadawać te wszystkie uciążliwe pytania i w końcu mnie upokorzy przed rodziną, znajomymi, tobą. - Powiedział smutno patrząc się gdzieś na ścianę. - Naprawdę chcesz tam iść? Jako chłopak nieudacznika?
 Louis położył swoje dłonie na policzkach Harry'ego i skierował jego twarz tak żeby móc patrzeć mu w oczy.
 - Od roku masz pracę, mieszkanie, sam płacisz za swoje ubrania i jedzenie a w sierpniu byliśmy na wakacjach za które oboje zapłaciliśmy i to powiesz ojcu.
 - A on mnie wtedy przytuli i powie że jest ze mnie dumny, chciałbym kiedyś wejść do twojej głowy i spojrzeć na świat przez te twoje różowe okulary ale masz racje pojadę tam i pokaże mu że baz niego też umiem sobie poradzić. - Powiedział z uśmiechem.
 - Cieszę się.
 - Już się nie mogę doczekać jak zobaczę jego minę gdy zobaczy że sobie radzę a nie wracam do domu z podkulonym ogonem. - Jego szeroki i szczęśliwy uśmiech zmienił się w taki podstępny i wredny uśmieszek.
 - Nie za bardzo o to mi chodziło. - Mruknął Louis sam do siebie.
 - Dziękuje że mi to uświadomiłeś, co ja bym bez ciebie zrobił. 
 Louis chciał już powiedzieć że nie to chciał mu uświadomić ale nie zdążył bo Harry zamknął mu usta pocałunkiem, zaczęli się całować najpierw powoli i ospale a później coraz szybciej i namiętniej, nie mieli już czasu na nic innego ale taki pocałunek w pełni im wystarczał.
 - Macie dwie sypialnie a wy nadal musicie gzić się w tej kuchni? - Usłyszeli za sobą głos Niall.
 - Niall lubię cię ale cholernie nie mogę się doczekać kiedy w końcu się wyprowadzisz. - Powiedział Harry odrywając się od ust Louis.
 - Ja też bracie, ja też. 
***
 Zaraz po śniadaniu Harry ubrał się i poszedł do pracy, Niall też tylko się przebrał w świeże ciuchy i wyszedł do pracy a Louis miał tego dnia wolne więc został w domu. Posprzątał po śniadaniu i strasznie mu się zaczęło nudzić więc ogarnął mieszkanie, zrobił pranie i nawet poprasował swoje koszule ale gdy już to wszystko zrobił nadal zostały mu trzy godziny do końca zmiany Harry'ego. Włączył sobie telewizor ale tam też nie znalazł nic ciekawego, gdy w końcu zdecydował się zejść na dół do kawiarni, usłyszał pukanie do drzwi.
 - Cześć Louis. - Powiedział Liam wchodząc do mieszkania i o mało nie wywracając się przez karton stojący przy drzwiach. - Kurwa. - Mruknął pod nosem, łapiąc równowagę.
 - Siema, nie wiń mnie to kartony twojego szwagra. - Louis nawet nie ruszył się z kanapy ale nie było takiej potrzeby bo Liam sam podszedł do lodówki z której wyjął dwa piwa, usiadł na kanapie obok przyjaciela i podał mu butelkę.
 - Nadal nie mogą znaleźć mieszkania? - Zapytał biorąc sporego łyka.
 - Już z jednym mieli prawie umowę podpisaną ale koleś ich wychujał i wynajął komuś innemu. - Odpowiedział mu, Louis nie miał za bardzo ochoty na piwo ale w zachowaniu Liama było coś takiego co sugerowało że napicie się teraz czegoś alkoholowego było dobrym pomysłem.
 - Chyba mam dla nich mieszkanie. - Liam nawet jeszcze ani razu na niego nie spojrzał tylko patrzył się w telewizor.
 - Jakie mieszkanie? - Zapytał Louis z nadzieją w głosie, to szukanie trwało już tak długo że wszyscy powoli zaczynali się przez to kłócić.
 - Moje mieszkanie.
 - Jak to twoje, to gdzie ty będziesz mieszkał?
 - Pamiętasz jak mówiłem ci że mam szanse na bardzo duży projekt? - Louis przytaknął skinieniem głowy. - No to udało mi się i wyjeżdżam do Australii.

Mia
 Mia od zawsze miała dużo obowiązków, gdy była mała to chodziła na balet, w szkole średniej na kółko teatralne a na studiach chodziła na różne zajęcia dodatkowe i zawsze dawała z siebie sto procent. Jednak pomimo tych wszystkich obowiązków była w nich bardzo niezależna choć pieniądze na wszystkie zachcianki dostawała od ojca to niezależna była jeśli chodzi o facetów. Nigdy nie musiała się nikomu tłumaczyć, mogła chodzić gdzie chciała i kiedy tylko chciała bo nie miała żadnych zobowiązań i to było wygodne.
 Związek z Thomasem był nie tylko zaskoczeniem dla przyjaciół Mii ale także dla niej samej. Na początku było naprawdę super chłopak jej nie ograniczał, był słodki w swojej niewinności bo choć próbował uchodzić za macho to czasami był nieśmiały w tych sprawach do tego był studentem i imprezy do białego rana był dla niego normalką. Dziewczynie bardzo się podobało że może imprezować z nim tak jak żadne z jej przyjaciół już nie chciało lub nie miało czasu w końcu przyszła jednak kolej i na Mię. Awans na prezenterkę porannego wydania wiadomości w BBC news nie tylko zobowiązywał ją do przystopowania z ostrymi imprezami jak i do skończenia z nimi bo Mia zaczęła być rozpoznawalna i imprezowanie ze studentami było bardzo nieodpowiednie na tym stanowisku. Thomas jednak dalej chciał się bawić a nie spędzać weekendy w domu przed telewizorem i tak zaczęły się burze. Najpierw kłócili się o imprezy, potem doszła zazdrość a w ostatnim czasie potrafią rozpętać awanturę o to że jeden drugiemu odpowie złym tonem. Dlaczego więc nadal ze sobą są? Po raz pierwszy zadała sobie to pytanie gdy Thomas doprowadził ją do płaczu, to był pierwszy raz gdy Mia zapłakała z powodu faceta a to była dla niej największa porażka bo gdy jej rodzice się rozwodzili to obiecała sobie że nigdy nie da się skrzywdzić mężczyźnie a jednak dała. Thomas oczywiście od razu ją przeprosił i nie kłócili się przez następny tydzień ale to było ostatnie ich pogodzenie się bo potem już ani razu nie powiedzieli sobie przepraszam. Po każdej kłótni tak jak większość par uprawiali seks żeby oczyścić atmosferę jednak nie byli jak większość par bo po wszystkim zazwyczaj usypiali bez słowa ale bo jeszcze gorzej, bez słowa wracali do siebie w zależności w czyim mieszkaniu akurat byli.
 - Thomas ja już idę do domu. - Powiedziała Mia próbując przekrzyczeć głośną muzykę, jak co sobotę bawili się w klubie z jego znajomymi i choć chłopak obiecał że dzisiaj nie będą za długo to już dochodziła północ.
 - Mi daj spokój jeszcze jest wcześnie. - Pijany Thomas potrafił być bardzo milusi i uparty.
 - Jest już późno a ja za sześć godzin muszę być na wizji w czasie gdy ty będziesz smacznie spał więc idę do domu! - Wykrzyczała jeszcze głośniej a kilka osób stojących nieopodal spojrzało się w ich stronę były to głównie koleżanki Thomasa które wkurzały ją jeszcze bardziej niż sam chłopak. 
 Gówniary podkochiwały się w Thomasie i wcale tego nie ukrywały a zwłaszcza przy Mii.
 - Chodź jeszcze zatańczymy i wracamy do domu. - Przytulił się do niej a jego śmierdzący alkoholem i papierosami oddech przyprawiał ją o mdłości.
 - Pół godziny temu mówiłeś to samo. - Odepchnęła go lekko od siebie ale Thomas naparł przez to na nią jeszcze bardziej.
 - Kochanie nie bądź taka drętwa. - Westchnął jej do ucha a jego ręka wylądowała na jej brzuchu.
 - Thomas za sześć godzin muszę być w pracy zrozum to.
 - Kiedyś jakoś nie musiałaś.
 - Bo nie prowadziłam wiadomości. - Wycedziła przez zęby.
 - Znowu wyjeżdżasz z tym. - Odsunął się od niej na długość ramienia. - Jestem prezenterką, jestem najważniejsza.
 - Pierdol się Thomas. - Warknęła po czym oswobadzając się z jego uścisku odwróciła się na pięcie i wyszła z klubu, nie wie czy wyszedł za nią czy nie bo zaraz przy wyjściu wsiadła do taksówki która czekała tam na kogoś innego.
 Przy drzwiach od mieszkania już nie wytrzymała i wkładając klucz do zamka rozpłakała się na całego. Po kilku nieudolnych próbach dostania się do środka w końcu drzwi otworzyły się a za nimi stała Gwendolyn.
 - Oj kochanie myślałam że jesteś pijana. - Powiedziała wciągając zapłakaną przyjaciółkę do środka. - Właśnie piłam herbatę, napijesz się też? 
 Pomimo dwudziestu czterech lat i seksownego młodego ciała Gwen zachowywała się czasami jak miła starsza pani, często pije herbatę, nosi babcine swetry i mówi do ciebie przez cały czas kochanie lub skarbie.
 - Dlaczego on musi być taki, dlaczego cały czas musimy się kłócić? - Zaszlochała brunetka wycierając nos w chusteczkę którą dostała od przyjaciółki.
 - Och skarbie to normalne, zazwyczaj dziewczynki przechodzą to jako nastolatki a ty po raz pierwszy zakochałaś się w wieku dwudziestu czterech lat i to no nie oszukujmy się w chłopcu.
 - Czyli co mam z nim zerwać?
 - Nie, jasne że nie, moja mama zawsze mówiła żeby nie brać pierwszych miłości na poważnie. 
 - Ty wzięłaś. - Powiedziała przypominając sobie co kiedyś opowiedziała jej Gwen.
 - I jak na tym skończyłam? - Zaśmiała się ale to był ten smutny śmiech.
 - Czyli nie powinnam brać Thomasa na poważnie? - Zapytała Mia żeby jak najszybciej zmienić temat.
 - No wiesz brać to ty go sobie możesz jak chcesz ale związku nie traktuj na poważnie. - Tym razem obie uśmiechnęły się na żart rudej. - Jesteście za słodcy żeby tak się kłócić.


26 Październik
Louis
 Z racji tego że Harry pochodzi z Holmes Chapel Louis spodziewał się że to tam właśnie dzisiaj pojadą, jakie było więc jego zaskoczenie gdy okazało się że rodzice Stylesa mieszkają w Londynie no tak właściwie to pod Londynem.
 - Kiedy przeprowadzili się tutaj? - Zapytał Louis gdy wsiadali do auta, przyjęcie miało rozpocząć się dopiero o siódmej ale mama Harry'ego prosiła żeby przyjechali wcześniej więc postanowili wyjechać już o piątej.
 - W dwutysięcznym ósmym. - Odpowiedział dwudziestodwulatek, mętnym wzrokiem wyglądając przez okno, od rana był w złym humorze więc chyba naprawdę nie miał ochoty na spotkanie z ojcem. 
 - Czyli miałeś wtedy szesnaście lat, nigdy o tym nie mówiłeś.
 - Nie pytałeś.
 - Harry... - Westchnął Louis włączając się do ruchu.
 - No dobra po prostu nie podobała mi się ta przeprowadzka. W Holmes Chapel mieliśmy piękny dom, rodzinę, miałem kolegów i znałem tam wszystkich a tutaj kupiliśmy brzydki dom, nie było babci i dziadka, nie było moich kolegów a nasi sąsiedzi mieli psa który co noc szczekał.
 - Ojoj było tak bardzo źle? - Zapytał głosem którym rodzice pytają swoje małe dzieci czy zrobiły sobie ałka.
 - Tak. - Odpowiedział loczek jakby jego ałka nadal sprawiało ból.
 - Ojeju moje biedactwo. - Splątał swoja dłoń z dłonią młodszego chłopaka i przycisnął pocałunek do jego kostek.
Resztę drogi spędzili rozmawiając o weselszych rzeczach i jednej nie do końca wesołej czyli o wyjeździe Liama do Australi. Payne prosił Louisa żeby jeszcze nikomu o tym nie mówił ale w końcu i tak wszyscy się dowiedzą a Harry to nie jest ''nikt'' ani ''wszyscy'' więc jemu mógł powiedzieć. 
 Gdy wjechali na ulicę na której znajdował się dom Harry'ego Louis zaczął wypatrywać najbrzydszego domu lecz żadna z willi które tam stały nie zasługiwała na miano brzydkiej a gdy zajechał pod wskazany przez Stylesa dom okazało się że to jest najładniejsza willa ze wszystkich na ulicy. Louisowi nagle zrobiło się trochę głupio że człowiekowi który mieszkał w takiej okolicy pokazał swój dom który nigdy nie miał ładnie skoszonego trawnika i obstrzyżonego żywopłotu a remontu elewacji, kuchni i łazienki potrzebuje już od dziesięciu lat.
 - W porównaniu do twojego domu to mój jest p...
 - Piękny! - Wtrącił loczek choć Louis chciał powiedzieć paskudny.
 - Nie to chciałem powiedzieć.
 - Twój dom wygląda jak dom a to coś jak budowla z minecrafta. - Faktycznie wszystkie domy wyglądały jakby składały się z kilku posklejanych razem kwadratów i prostokątów ale takie domy były teraz modne i Louisowi się podobały, Harry'emu najwidoczniej nie.
 Gdy brama się otworzyła wjechali do środka i Louis mógł dokładniej przyjrzeć się posiadłości. Piętrowa willa składała się z wcześniej już wspomnianych kwadratów i prostokątów które na piętrze wystawały. Dach był płaski nie licząc dwóch pionowych, szklanych prostokątów które u góry były ucięte tak że kończyły się jak trójkąty, a raczej miejsce które powinno być dachem, było płaskie i otoczone barierkami. Louis zauważył tam też mini drzewka i i drewniane elementy więc pewnie znajdowało się tam patio. Biało czarna willa posiadała dwa garaże a prawie całe górne piętro zrobione było ze szkła w którym odbijał się ogród, podjazd a nawet sam Louis. 
 Nagle drzwi od garażu otworzyły się a z środka wyjechał czarny Mercedes, choć Louis spodziewał się jakiegoś Lambo, który zgrabnie ich wyminął i wyjechał na ulicę.
 - Poznaj mojego tatę. - Westchnął Harry.
 - Wow mój chłopak jest pół krwi Transformersem. - Zaśmiał się Louis przygryzając wargę.
 - Ty zawsze znajdziesz jakieś pozytywy. - Loczek pokręcił głową po czym zaczął go prowadzić w stronę wielkich szklanych drzwi które także działały jak lustro. Harry zadzwonił dzwonkiem i po chwil drzwi otworzyła im młoda, niebiesko włosa? dziewczyna.
 - Harryś! - Krzyknęła uradowana rzucając się na Hazzę i choć była to zapewne spokrewniona z loczkiem dziewczyna to Louis i tak poczuł ukłucie zazdrości że ktoś ściska jego chłopaka.
 - Emma! Twoje włosy? - Wziął kilka kosmyków w palce gdy już się od siebie odsunęli.
 - A twoje, wujek dostanie zawału. - Zaśmiała się biorąc kilka w palce kilka kosmyków jego włosów, wujek, czyli Louis nie musiał być zazdrosny i Emma mogła dotykać Harry'ego po jego włosach ile tylko chciała.
 - Jakoś niespecjalnie mnie to martwi.
 - Nie mów tak. - Ton głosu Emmy nagle zmienił się w bardzo poważny po czym zapanowała niezręczna cisza.
 - To jest Louis, mój chłopak. - Powiedział Harry wskazując na swojego towarzysza. - A to Emma moja kuzynka.
 - Miło cię poznać Louis. - Na twarz dziewczyny powrócił uśmiech.
 - Cześć. - Louis uścisnął jej dłoń po czym weszli do środka.
 Wewnątrz dom wyglądał podobnie jak na zewnątrz czyli dużo światła, dużo szkła, czarne i białe elementy. Mamę Harry'ego zastaliśmy w kuchni, siedziała na krześle barowym przy wyspie stojącej po środku kuchni w której wszystkie meble były białe a ściana i podłoga czarna. Pani Styles siedziała ubrana w elegancką granatową sukienkę, na szyi pobłyskiwał jej łańcuch pereł a brązowe falowane włosy sięgały jej za ramiona. W ogóle nie wyglądała na ponad czterdzieści lat, najwyżej na trzydzieści pięć a jeśli jej młoda twarz była efektem chirurga to musiał być on tak dobry że w ogóle tego nie widać. Kobieta siedziała i przeglądała magazyn modowy popijając przy tym czerwone wino. To było takie dziwne dla Louisa bo przecież jego mama zawsze w dniu jakiegokolwiek przyjęcia od rana stała w kuchni i gotowała ale po chwili przypomniał sobie w jakiej rodzinie się znajduje i zdał sobie sprawę że pani Styles pewnie ma od tego ludzi.
 - O już jesteście kochani. - Kobieta wstała z krzesła i podeszła do syna żeby mocno się do niego przytulić, to ucieszyło Louisa bo mama Harry'ego wyglądała na kobietę która wita się z dziećmi oschłym pocałunkiem w policzek a ona powitała swojego syna jak każda normalna matka. - A ty zapewne jesteś Louis.
 - Miło mi panią poznać. - Uśmiechnął się do niej całując jej dłoń.
 - Och mów mi Martha, cieszę się że w końcu mogę ciebie poznać. Podobno to ty namówiłeś Harry'ego na przyjazd tutaj.
 - On od początku tego chciał musiał to sobie po prostu uświadomić. - Harry prychnął na te słowa, skrzyżował ręce i oparł ciężar ciała na jednej nodze.
 - Ta jasne. - Powtórzył prychnięcie. - Gdzie jechał ojciec?
 - A może tata? - Upomniała go Martha.
 - A gdzie może tata? - Powtórzył pytanie, Louisowi nie podobało się to jak Harry rozmawiał ze swoją matką.
 - Pojechał po babcię.
 - Babcię? - Na chwilę w głosie Harry'ego dało się wyczuć radość. - To my będziemy w moim pokoju. 
 Nim Louis zdążył zaprotestować, Harry już ciągnął go za rękę. Pokój loczka znajdował się na piętrze i jako jedyny nie był czarno biały, był cały czarny. Pokój znajdował się na rogu domu więc miał dwie ściany normalne pomalowane na czarno i dwie ze szkła.
 - Po ciemku pewnie nie możesz znaleźć łóżka. - Zażartował starszy chłopak.
 - Czasami łóżko nie jest potrzebne. - Loczek podszedł do niego i zaczął całować, po chwili uniósł go do góry i posadził na biurko lecz nie nacieszyli się za długo sobą bo nagle ktoś zapukał do drzwi.
 - Proszę. - Jęknął Harry odsuwając się od napalonego chłopaka i usiadł obok niego.
 - To ja. - Głowa Emmy wychyliła się za drzwi.
 - Co jest? - Harry był do kuzynki o wiele milszy niż dla mamy.
 - Nie przeszkadzam? - Spojrzała na Louisa a ten się zaczerwienił.
 - Nie no coś ty. - Odpowiedział nie spoglądając na nią.
 - No to fajne. - Weszła do pokoju i przysiadła na łóżku. - Fajnie znowu cię zobaczyć Harry no i poznać ciebie Louis.
 - Ciebie też fajnie widzieć, ile to już lat? Dwa, trzy?
 - Trzy. - Dziewczyna wydawała się dziwnie spięta choć zdałoby się wydawać że znają się i lubią na tyle żeby rozmawiać ze sobą na luzie. - Zapuściłeś włosy.
 - A ty przefarbowałeś je na niebiesko, dobra Em o co chodzi? Jesteś jakaś dziwna.
 - Wiem że pokłóciłeś się z rodzicami i nie mówię że to twoja wina ale czy mógłbyś dzisiaj na chwilę o tym zapomnieć i cieszyć się czasem spędzonym z rodziną?
 Harry przez chwilę siedział z lekko zaskoczoną miną aż w końcu postanowił się odezwać.
 - Jasne nie ma sprawy. - Uśmiechnął się wstał z miejsca. - A więc co u ciebie.
 Przez następną godzinę rozmawiali o wszystkim i o niczym. Okazało się że Emma przyjechała do Londynu na studia i zamieszkała u rodziców Harry'ego ale tylko na początek. Styles nie mógł uwierzyć że jego ojciec nie ma nic na przeciwko jej niebieskim włosom i tym że nie studiuje prawa tylko sztukę. Louis dowiedział się też trochę o ich przeszłości i o tym że gdy byli mali to byli strasznie blisko.
 Po godzinie przyjechała babcia Harry'ego a pół godziny później zaczęli zjeżdżać się goście. Harry przez cały ten czas nie porozmawiał z ojcem i tak jak przewidział ojciec odezwał się do niego dopiero gdy wszyscy siedzieli przy stole.
 - Jak tam to twoje śpiewanie Harry? - Powiedział to dokładnie tak samo jak Harry wczoraj w kuchni podczas śniadania.
 - Dobrze, co jakiś czas gram koncerty. - Odpowiedział Harry, nagle jego ton głosu ze spokojnego i zrelaksowanego którego używał do rozmowy z babcią w spięty i wręcz niemiły, tak jakby rozmawiał z nielubianym nauczycielem.
 - A z czego żyjesz synu? - Nie wszyscy przysłuchiwali się ich rozmowie ale ci co siedzieli obok nich słyszeli wszystko dokładnie.
 - Jestem kelnerem w kawiarni.
 - Mogłeś być prawnikiem a zostałeś kelnerem, nigdy nie miałeś zbyt wysokich ambicji. - Powiedział z pogardą pan Styles. 
 - Ryan. - Upomniała go małżonka.
 - Harry, wszystko w porządku? - Louis nachylił się w stronę chłopaka któremu oczy lśniły od łez.
 - Tak. - Odszepnął do niego. - Tak! - Powtórzył głośniej. - Tak rzuciłem studia dla zostania piosenkarzem, tak jestem teraz kelnerem i tak zarabiam grosze ale to są moje grosze! Sam zarabiam na jedzenie, ubrania, czynsz i wszystkie inne moje potrzeby i tak nie jesteś mi już potrzebny. - Podniósł się gwałtownie. - Dziękuje ci mamo za kolację, była przepyszna, wszystkiego najlepszego tato. Sto lat! - Odwrócił się na pięcie ale po chwil stanął.
 - Louis?
 - Dziękuje za kolację Martha, do widzenia. - Ruszył za swoim chłopakiem a gdy byli już za drzwiami usłyszeli że ktoś za nimi wyszedł.
 - Harry czekaj! - Zawołała Emma. - Nie możecie tak odjechać.
 - To patrz. - Otworzył drzwi od samochodu i już chciał wsiąść do środka.
 - Te twoje życzenia, sto lat. On nie dożyje stu lat, on umiera.

***
 - Jak długo to trwa? - Siedzieli w trójkę w samochodzie.
 - Osiem miesięcy, ale wiemy dopiero od jakiś trzech on wiedział od czterech ale nie chciał się leczyć aż trafił do szpitala. - Wytłumaczyła Emma ocierając łzy chusteczką.
 - Co to tak właściwie?
 - Niewydolność nerek, może szło to wyleczyć ale teraz jest już za późno a uratować może go tylko przeszczep.
 - Znalazł się dawca? - Zapytał Harry, brzmiał jakby go to nie obchodziło ale Louis wie że tak naprawdę to bardzo to nim wstrząsnęło.
 - Ja miałam być dawcą.
 - Miałaś? - Zapytał Louis.
 - Nie mogę, jestem w ciąży. - Zapanowała cisza. - Teraz tylko ty jesteś szansą.
 - Więc po to byłem tutaj potrzebny? - Spojrzał na nią załamanym wzrokiem.
 - Nie Harry, jasne że nie. - Zaprzeczyła szybko.
 - Zostawcie mnie.
 - Harry...
 - Zostawcie mnie samego na chwile, proszę.
 Posłusznie wyszli z samochodu lecz Louis za chwilę wrócił.
 - Wiesz że nie musisz tego robić. - Powiedział spokojnie.
 - Nie muszę? Nie słyszałeś? Jestem ostatnią szansą i tylko po to zostałem tutaj zaproszony, wszyscy oczekują że oddam mu teraz nerkę jak kurwa kawałek ciasta. - Łzy spływały po jego policzkach.
 - Nie musisz Harry, jasne że nie musisz ale to jest twój ojciec.
 - Ojciec? Tak traktuje cię twój ojciec?
 - Nie Harry mój ojciec mnie tak nie traktuje bo mój ojciec od dwudziestu pięciu lat ma mnie w dupie. - Uniósł głos choć nie miał tego w planach.
 - Mówię o Franku.
 - Frank wiele razy na mnie nakrzyczał, jak chodziłem na wagary, jak przynosiłem złe stopnie, jak pierwszy raz się upiłem ale zawsze robił to bo się o mnie martwił, tak samo jak twój ojciec. - Harry nic mu nie odpowiedział. - To jest twoja decyzja i tylko ty możesz ją podjąć i nie chcę cię teraz prosić żebyś oddał mu nerkę ale chcę cię prosić żebyś się z nim pogodził Hazz, to jest twój ojciec i on cię kocha tak jak nikogo innego na świecie.

03 Listopad
Liam
 Liam nie sądził że jego przyjaciele tak łatwo przyjmą to że na pół roku wyjeżdża do Australii, myślał że chociaż kogoś to zmartwi ale oni zdali się tym w ogóle nie przejąć tak jakby przeprowadzał się na drugi koniec miasta a nie świata. Dzień przed wyjazdem dostał esemesa od Loli czy mógłby przyjść jej pomóc z czymś w kawiarni. Była dopiero druga po południu więc to na pewno nie mogła być żadna impreza. Dopakował ostatnią walizkę i wyszedł z domu. Choć miał wyjechać tylko na pół roku to czuł się jakby szedł tędy po raz ostatni, kto wie może zostanie tam na zawsze.
 Gdy doszedł do Camden Lol zdziwił się ponieważ zasłony były zasłonięte co było dziwne jak na środek dnia. Wszedł do środka gdzie było ciemno i wszystko oświetlała tylko mała świeczka i snopy światła przedostające się przez zasłony.
 - Jedziesz na pół roku to dostałeś tylko pół świeczki. - Usłyszał głos siostry i nagle zapaliło się światło.
 Po środku kawiarni, na stoliku stało ciasto a w nie wbite pół świeczki.
 - Wracaj szybko braciszku. - Lola przytuliła się do niego jako pierwsza, następny był Niall, później Louis, Gwen, Harry, Mia i Zayn, na imprezę została zaproszona tylko ich ósemka. Wszyscy życzyli mu szczęścia i szybkiego powrotu.
 - Myślałeś że od tak bez pożegnania od nas odjedziesz? - Zapytała Gwendolyn.
 - Miałem nadzieje że nie.
 W Camden Lol zjedli ciasto a potem przenieśli się do Zielonego Patryka, pubu w którym nie byli już od bardzo dawna. Tam przesiedzieli do pierwszej w nocy. Było to bardzo wesołe pożegnanie choć na koniec dziewczyny się popłakały. Gdy wszyscy się już rozeszli Liam i Zayn zostali na tym samym przystanku autobusowym. Stali w ciszy nie wiedząc jak mają się do siebie odezwać, byli dość pijani i wiedzieli że to może jeszcze bardziej wszystko pokomplikować. W końcu z za zakrętu wyjechał autobus Zayna ale był jeszcze na tyle daleko że mulat w ostatniej chwili zdecydował się na coś szalonego. Przyparł Liama do ściany przystanku po czym obdarzył go jednym z najbardziej namiętnych pocałunków  w jego życiu.
 - Życzę ci żebyś w końcu sobie wszystko poukładał. - Powiedział Zayn po czym odszedł do autobusu który właśnie podjechał na przystanek, drzwi się za nim zamknęły i Zayn odjechał daleko zostawiając Liama z mętlikiem w głowie.